niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 21: Ktoś o kim każdy słyszał

Tak... wiem, obiecałam dodać notkę jak najszybciej. No i  o to jest... może nie było tak szybko jak chciałam i zapewne jak wy byście chcieli no ale... cóż. Tak jakoś wyszło. Dużo nauki mało czasu, wiecie jak to jest. No ale nic! Najważniejsze że notka jest! ^^ I z całego serca dziękuję wszystkim moim czytelnikom który dalej czytają tego bloga mimo tak długiej przerwy. Dziękuje! ^^

***

Bardzo powoli otworzyłam oczy. Głowa bolała mnie jak jaszcze nigdy. Przez chwilę bezmyślnie gapiłam się w sufit. Dopiero po dobrych trzech minutach dotarło do mnie, że widzę ten sufit po raz pierwszy w życiu. Przekręciłam głowę w bok, bo na nic więcej nie miałam sił. Byłam w jakimś nieznanym mi pokoju. Podniosłam się do siadu wzdychając ciężko. Moja biedna głowa! Nagle drzwi pokoju otworzyły się i na widok osoby która weszła zrobiłam zaszokowaną minę.
- W końcu się obudziłaś. Jest już prawie południe. – Powiedział Laxus podchodząc do mnie. W ręce trzymał kubek herbaty który mi podał. Wciąż zaszokowana przyjęłam kubek i spojrzałam na niego.
- Gdzie ja jestem?
- W moim domu. Znalazłem cię wczoraj nieprzytomną na ulicy. Jakbyś tam została całą noc zamarzła być na śmierć więc przyniosłem cię tutaj. Byłaś już przemarznięta, a mój dom był o wiele bliżej niż Gildia.
-Ah, um – Tylko tyle zdołałam wykrztusić. Po chwili jednak udało mi się sklecić jakieś bardziej sensowne zdanie – Tak więc uratowałeś mi życie. Wielkie dzięki – Posłałam mu ciepły uśmiech
On tylko uśmiechnął się leciutko i powiedział
- Nie ma sprawy.
Laxus odwrócił się i wyszedł z pokoju. Ja odrzuciłam koc i poszłam za nim. Wyszłam do przedpokoju i rozejrzałam się. Dom był bardzo ładnie umeblowany i zadbany. Choć jak na mój gust był trochę za duży jak na jedną osobę. Dobra… o wiele za duży. Laxus wszedł do jednego z pokoi i zniknął mi z oczu. Zrobiłam kilka kroków w tamtą stronę, jednak wtedy też drzwi mieszkania otworzyły się i moim oczom ukazał się…
- Fried!? – Zawołałam zaskoczona, co było błędem. Nadal bolała mnie głowa. Frieda najwidoczniej też, bo skrzywił się nieznacznie. Jednak wyglądał na nie mniej zaszokowanego  – Co tu robisz?
- To raczej ja powinienem cię o to spytać – Powiedział lekko rozbawiony
- No cóż ja…
- Freya wpadła w odwiedziny! – Zawołał Laxus
Fried lustrował mnie wzrokiem przez pewien czas, a później kiwnął głową
- A ty co tu robisz? – Spytałam
 Fried wyglądał na rozbawionego. Podszedł do mnie i uśmiechnął się
- Ja? Mieszkam.
Wyraz mojej twarzy teraz musiał być bezcenny. Byłam lekko mówiąc zaszokowana.
- Ale… - Tylko tyle udało mi się wyjąkać
- Fried! – Nagle zawołał Laxus – Bixlow nie wrócił z tobą?
- Został jeszcze w gildii!
Skrzywiłam się. Moja głowa! Zamrugałam dwa razy. Bixlow? Rozszerzyłam oczy i wskazałam na mojego brata palcem. Ten spojrzał na mnie pytająco
- Ty… Laxus… i Bixlow… mieszkacie razem?
- Co cię tak dziwi? – Spytał Fried rozbawiony - W końcu jesteśmy w jednej drużynie. I nie stój tak w przejściu. Chodź.
Weszliśmy do salonu. Był naprawdę ładnie umeblowany, podobnie jak większość domu. Usiedliśmy na kanapie a ja od razu odezwałam się
- Więc wy mieszkacie we trójkę?
- Wiesz… właściwe we czwórkę – Powiedział Fried jakoś tak niepewnie. Spojrzałam na niego pytająco, a on westchnął – Ever też z nami mieszka… a przynajmniej mieszkała – Dodał widząc zdziwienie na mojej twarzy
- Ale… - Wyjąkałam. Przecież Ever mieszka w Fairy Hills
- Bo widzisz… zanim się tu pojawiłaś Ever mieszkała z nami, ale pewnego dnia dość…hmm… ostro pokłóciła się z Bixlow’em. Stwierdziła, że ma dość mieszkania z trzema facetami i wyprowadziła się – Fried westchnął ciężko. Widać było, że jest smutny
- Ale czemu wyście jej nie zatrzymali? – Spytałam
- Cóż… ona i Bixlow byli wtedy sami w domu, nas nie było. A jako, że Bixlow był wtedy na nią zły to pozwolił jej odejść. Później żałował. A od nas dostał prawdziwy ochrzan. Ehh… - Fried westchnął po raz koleiny – Brakuje nam jej.
- Ale… przecież nie jesteście pokłóceni ani nic. Więc… czemu ona nie wróciła?
- Wiesz… staramy się ją namówić, ale to wszystko chyba dlatego, że Bixlow… jej jeszcze nie przeprosił za tą kłótnię.  
- O co oni się właściwie pokłócili?
- Tak do końca nie wiem. Nie chcieli powiedzieć. Wiem tylko jakieś mało ważne szczegóły
Pokręciłam głową. Naprawdę. O co mogli się tak bardzo pokłócić? Ehh…
- A właściwie… - Zaczął Fried i spojrzał na mnie podejrzliwie – Co ty tu robisz, tak naprawdę, co?
- Yyy… Laxus powiedział przecież, że wpadłam w odwiedziny, nie?
Fried uniósł jedną brew i wbił we mnie swój wzrok. Po jakiejś minucie nie wytrzymałam i westchnęłam.
- No dobra… wczoraj tak się upiłam, że zemdlałam na ulicy, a Laxus mnie znalazł i przyniósł tutaj.
Mój brat pokręcił głową i spojrzał na mnie z politowaniem. Woląc uniknąć kazania jakie zapewne już sobie szykował szybko pożegnałam się z nim i z Laxusem i wyszłam. Gdy znalazłam się na zewnątrz rozejrzałam się. Znajdowałam się w części Magnolii w której jeszcze nigdy nie byłam. Postanowiłam się tu rozejrzeć. Gdy szłam ulicami zdałam sobie sprawę że ta część Magnolii jest naprawdę piękna. Gdy tak szłam odkryłam coś  interesującego. Na obrzeżach Magnolii znajduje się… las! Czemu ja wcześniej go nie zauważyłam! Zobaczyłam też pewien dom do kupienia który mnie zaciekawił. Cóż… muszę się wyprowadzić z Fairy Hills. Teraz, kiedy mam Ian’a nie mogę już tam mieszkać. Mój koń musi mieć miejsce by się wybiegać. Obejrzałam dom z wszystkich stron i stwierdziłam że jak najbardziej się nadaje. Był całkowicie na skraju Magnolii. Niestety Fairy Tail znajdowało się dokładnie po drugiej stronie miasta ale myślę że to nie problem. Będę jeździć do Gildii na Ian’ie. Ten dom był wręcz idealny i nawet była tam stajnia! Zniechęcało mnie tylko jedno… cena! Uhh… nie mam tyle pieniędzy! A więc… muszę wziąć jakieś zlecenie! Dobrze płatne! Nie czekając na nic pobiegłam w stronę gildii. Gdy już tam byłam przeżyłam drobny szok. Było tam… niespotykanie cicho. Ha! Pewnie wszystkich bolą głowy po wczorajszej imprezie! Cóź… nie jestem wyjątkiem. Już chciałam wejść do gildii kiedy niespodziewanie ze środka wybiegła jakaś postać w granatowym płaszczu z kapturem. Ubiór ten był tak szeroki że nie byłam w stanie rozróżnić płci tej osoby. Sekundę po niej z gildii wybiegła Erza.  Gdy spojrzałam na jej twarz przeżyłam szok. Jeszcze ani razu nie widziałam by na twarzy Scarlet gościł taki… strach. Zapominając o tym że miałam iść na misję poszłam za nimi, ale tak by mnie nie widzieli. Osoba w kapturze prowadziła Erzę dość daleko. Wyszli z Magnolii i biegli dość spory kawałek przez las.  Na szczęście mnie nie zauważyli. W końcu dobiegli do wielkiej jaskini  położonej gdzieś w środku tego lasu. Gdy wbiegli podeszłam do wejścia i usłyszałam męski głos
- Po co ją tu przyprowadziłaś!?
Nigdy wcześniej nie słyszałam tego głosu, ale można było wyraźnie wyczuć że jego właściciel cierpi. Zaryzykowałam i zajrzałam do jaskini. Na podłodze leżał właściciel głosu który przed chwilą usłyszałam. Nie widziałam jednak jego twarzy ponieważ miał na głowie taki sam kaptur jaki osoba która przyprowadziła Erzę. Obok niego klęczała Erza a koło niej dwie osoby w takich samych kapturach jak tamten chłopak.
- Ja… myślałam, że to dobry pomysł – Odezwała się osoba którą śledziłam i wtedy mogłam się zorientować, że to dziewczyna
- Nie powinnaś… - Chciał coś powiedzieć, ale nagle jęknął z bólu i chwycił się za dolną część brzucha.
Erza spojrzała na niego zaniepokojona jak nigdy i spytała
- Co się właściwie stało?
Jednak nikt nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ po lesie rozniósł się donośny krzyk.
- Muszą gdzieś tu być!
- Złapać ich!
- Nie dajmy im uciec!
- To oni! – Odezwała się trzecie osoba która do tory siedziała cicho. Chwyciła drugą dziewczynę za rękę i wstała – Postaramy się ich zmylić. Wy tu zostańcie.
Wiedząc, że zaraz wybiegną z jaskini szybko schowałam się za drzewem. Zdążyłam to zrobić w ostatniej chwili. Na szczęście mnie nie zauważyły. Wychyliłam się i spojrzałam za nimi. Nie minęło kilka sekund, a zniknęły mi z oczu. Chciałam wrócić do wejścia do jaskini, ale nagle zakręciło mi się w głowie. Taa… tak to jest jak się jest tak wyczerpanym, a później upija się do nieprzytomności. Zachwiałam się i potknęłam się o kamień co skończyło się tym, że poturlałam się w dół i wpadłam wprost do jaskini, lądując prosto przed Erzą i tym chłopakiem. Chłopak widząc mnie chciał szybko wstać, ale Scarlet go powstrzymała. Kazała mu leżeć, a sama zwróciła się do mnie surowym głosem
- Co ty tu robisz Freya!?
Podniosłam obolałe siedzenie i uśmiechnęłam się do niej przepraszająco.
-Przepraszam Erza… po prostu zaniepokoiło mnie twoje nagle zniknięcie z gildii, widziałam jak wybiegasz, a twój wyraz twarzy… nie był zbyt szczęśliwy, delikatnie mówiąc. Ja… nie mogłam tego tak zostawić. – popatrzyłam na nią przepraszająco. Nim jednak zdążyła mi odpowiedzieć głos zabrał jej towarzysz.
-Kto to jest?
-To Freya Justin. Też należy do Fairy Tail. Co ważniejsze, pilnie potrzebujesz lekarza!
- Nic mi nie je... – jednak urwał i syknął z bólu. Ponownie chwycił się za brzuch, a ja mogłam dostrzec, że ma tam bandaż. Po chwili spojrzał na mnie i uniósł rękę zapewne by zdjąć kaptur, ale Erza go powstrzymała. Przybliżyła się do niego i szepnęła tak by tylko on słyszał. Jednak Scarlet nie wie, że dzięki mojej magii mój słuch jest nieco lepszy niż u normalnego człowieka więc i tak wszystko usłyszałam
- Czekaj. Freya dołączyła do nas dość niedawno… nie zna twojej historii, ale na pewno o tobie słyszała. Nie wiadomo jak zareaguje gdy zobaczy twoją twarz.
Chłopak kiwnął głową i spojrzał na mnie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie zdradzając po sobie, że cokolwiek usłyszałam chciałam coś powiedzieć, ale nagle usłyszałam głośny krzyk tuż za sobą.
- Mamy was!
Odwróciłam się gwałtownie. W wejściu do jaskini stało chyba z tuzin uzbrojonych osób. Wyglądali dość groźnie. Erza rzuciła szybkie spojrzenie rannemu towarzyszowi i nie czekając chwili dłużej podjęła decyzję. Wstała szybko i krzyknęła.
- Szybko! Uciekamy w głąb jaskini! – Po tych słowach pomogła wstać chłopakowi. Zobaczyłam że ten chwyta jeszcze plecak który leżał koło niego. Już po chwili we trójkę uciekaliśmy przed tymi ludźmi.
- Erza! A co jeśli ta grota nie ma drugiego wyjścia!? – Krzyknęłam
- Wtedy będziemy walczyć – Spojrzała na rannego któremu pomagała biec, a później zacisnęła wargi i przyśpieszyła. Po kilku minutach krzyki z tyłu ucichły, co znaczyło że zostawiliśmy pościg za sobą. Uśmiechnęłam się lekko i zrównałam się z Erzą. Na dodatek zobaczyłam światło więc przed nami musiało być jakieś wyjście. Jednak tego co zastaliśmy na końcu tej groty kompletnie się nie spodziewaliśmy. Gdy wybiegliśmy w to światło naszym oczom ukazał się… las. Ale nie byle jaki. Staliśmy teraz na wysokiej skarpie a poniżej nas znajdował się sporych rozmiarów las ze wszystkich stron otoczony skałami. Wyglądało to trochę jak las wewnątrz krateru wulkanu. Nagle usłyszałam ogłuszający ryk. Zakryłam uszy rękoma i odwróciłam się. Drogę z której przybiegliśmy zasłaniało teraz jakieś dziwaczne stworzenie. Wyglądało to jak wielka małpa z jelenim porożem i kopytami. I to coś raczej nie miało dobrych zamiarów. Jego łapa poleciała do góry by już po chwili wylądować w miejscu w którym jeszcze sekundę temu staliśmy. Erza odskoczyła w prawo, a ja i ten chłopak w lewo. Jednak w tej samej sekundzie w której nasze stopy dotknęły ziemi stwór obrócił się, albo raczej wykonał piruet. Jego długi ogon przywalił we mnie i w chłopaka tym samym zrzucając nas z tej skały prosto w ten gęsty las. Usłyszałam jeszcze krzyki Erzy, a później poczułam jak moje ciało jest obijane przez gałęzie drzew na które spadłam. Już po chwili przeżyłam bolesne spotkanie z ziemią. Chciałam się podnieść, ale padłam na ziemię i straciłam przytomność. Na całe szczęście trwało to zaledwie jakieś pięć minut. Gdy się ocknęłam, wstałam powoli i zobaczyłam tego chłopaka leżącego kawałek dalej. Najwidoczniej stracił przytomność. Gdy spadaliśmy z głowy spadł mu kaptur, ale jako że leżał na brzuchu widziałam jedynie burzę niebieskich włosów. Podbiegłam do niego i przekręciłam go na plecy. Gdy zobaczyłam jego twarz wstałam jak oparzona. To przecież…! Niebieskie włosy, czerwony tatuaż na twarzy… nie ma wątpliwości! To Jellal Fernandes! Nigdy go nie spotkałam, ale dużo o nim słyszałam. Został skazany na dożywocie, ale uciekł z więzienia. Był poszukiwany w całym kraju. A jednak… spojrzałam w górę na miejsce z którego spadliśmy, jednak nie zobaczyłam tam Erzy. Cholera… pewnie musiała walczyć z tą małpą i coś się stało. Nagle znowu usłyszałam ten przeraźliwy ryk. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie zobaczyłam tego stwora. Jednak żeby nie ryzykować, przewiesiłam sobie rękę niebieskowłosego przez ramie i podniosłam go z ziemi. Zgarnęłam jeszcze plecak który wziął ze sobą i szybko ruszyłam w głąb lasu. Gdy w końcu byłam pewna, że z tego miejsca nikt nas nie zaskoczy oparłam chłopaka o jedno z drzew a sama usiadłam naprzeciwko niego. Przyjrzałam mu się. Najwidoczniej jego rana na brzuchu się otworzyła, bo bandaż zaczął przesiąkać krwią. Otworzyłam plecak i tak jak się spodziewałam zobaczyłam w nim bandaże oraz kilka innych rzeczy. W tym też właśnie momencie niebieskowłosy zaczął się budzić. Odłożyłam plecak i spojrzałam na niego.  Gdy otworzył oczy i zobaczył mnie przed sobą mocno się zdziwił.
- To ty… - powiedział i podniósł głowę wyżej. – Jesteś… Freya… tak?
Kiwnęłam głową i przyjrzałam mu się
- A ty Jellal, mam racje? Jellal Fernandes
On tylko lekko kiwnął głową będąc coraz bardziej zaszokowany.  Chwyciłam za plecak i zaczęłam w nim grzebać
- Zdejmij płaszcz – rzuciłam do niego. On spojrzał na mnie dość dziwnie, a ja westchnęłam i wyjęłam czysty bandaż. Wskazałam na jego brzuch i powiedziałam
- Rana ci się otworzyła. Trzeba zmienić bandaż.
On jednak ani drgnął. Zlustrował mnie wzrokiem, a później bez ogródek spytał
- Dlaczego to robisz? 
- Ale o co konkretnie pytasz? – Spytałam spokojnie
- Czemu mi pomagasz? Wiesz kim jestem, na pewno słyszałaś o mnie wiele nieprzyjemnych rzeczy.
Wzruszyłam ramionami i powiedziałam
- Owszem, słyszałam na twój temat same negatywne rzeczy
- Więc czemu…?
- Może jestem w Fairy Tail od niedawna, ale ufam tym ludziom jak nikomu innemu. Wierzę, że Erza nie byłaby tak blisko z kimś kto byłby winien tego wszystkiego co o tobie mówią. W tym musi być jakieś drugie dno. A teraz nie gadaj i zdejmuj ten cholerny płaszcz! Erza się wkurzy jak się wykrwawisz!
Chłopak spojrzał na mnie z szokiem delikatnie mówiąc. Po chwili uśmiechnął się lekko i zrobił to o co go poprosiłam. Gdy w końcu jego rana była porządnie opatrzona, spojrzał na mnie i uśmiechnął się
- Dzięki
- Ha! Chyba nie myślałeś, że zrobiłam to za darmo! – Powiedziałam z uśmiechem. On spojrzał na mnie zaskoczony, a ja kontynuowałam – W zamian za pomoc chcę usłyszeć twoją historię. Calutką! Chcę wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi!
On spojrzał na mnie zaskoczony i zacisnął wargi. Jednak po chwili zamknął oczy i zaczął mówić. Gdy słuchałam o tym jak on i Erza będąc dziećmi musieli pracować przy budowie wieży i o tym jak byli traktowani było mi ich strasznie żal. Później gdy opowiadał o tym jak Natsu i reszta zjawili się w Wieży Niebios i o tym co wtedy robił miałam ochotę go walnąć. I to tak porządnie. Gdy dowiedziałam się, że zabił przyjaciela Erzy ręce, same mi się zacisnęły.  Jednak później… gdy opowiadał o tym jak stracił pamięć, jak trafił do więzienia, o tym, że wszystko sobie przypomniał, że nie robił tego wszystkiego do końca z własnej woli, że teraz chce za wszystko odpokutować, zrobiło mi się go tak cholernie żal, że miałam ochotę go przytulić! Ale tego nie zrobiłam. Patrzyłam na niego tylko ze szczerym współczuciem. W końcu gdy zakończył swój monolog, spojrzał na mnie, a później spuścił wzrok.
- To cała historia. – dodał po chwili
- To na prawdę szokujące – szepnęłam. Spojrzał na mnie, a później uśmiechnął się nie wesoło
- Zrozumiem, jeśli teraz mnie tu zostawisz. Pewnie po tym wszystkim co usłyszałaś brzydzisz się mną
Moja dłoń momentalnie zacisnęła się w pięść, która już po chwili wylądowała na głowie mojego towarzysza. Jellal spojrzał na mnie w szoku i przyłożył ręce w miejsce w które go uderzyłam
- Powiedz jeszcze raz coś takiego, a nie ręczę za siebie! – Warknęłam zła – Jesteś przyjacielem Erzy, a zatem moim też, jasne!?
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę z szokiem wymalowanym na twarzy. Później spuścił głowę i zaśmiał się cicho. Spojrzał na mnie ponownie i powiedział
- To jest doprawdy niezwykłe
- He? – Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.
- Naprawdę nie wiem… jakim cudem do Fairy Tail zawsze dołączają tak niezwykli ludzie – po tych słowach uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i wstałam. Rozejrzałam się  i powiedziałam.
- Trzeba się stąd zbierać. Nie wiadomo jakie inne potwory mogą się tu czaić.
Jak na złość w tej właśnie chwili usłyszałam przeraźliwy ryk. Jednak nie był to krzyk tej wielkiej małpy. Jednak nim zdążyłam zrobić cokolwiek przed nami pojawił się jakiś wielki stwór. Wyglądał jak żaba, krokodyl i słoń w jednym. To coś zaryczało wściekle i rzuciło się do przodu. Jellal chciał wstać, ale ja go powstrzymałam.
- Zajmę się nim.
Nie czekając na jego reakcję stanęłam na drodze stworowi i krzyknęłam
- Ryk Burzowego Wilka!
W stronę potwora wystrzeliła cała masa piorunów złączonych ze sobą. Gdy mój atak dosięgnął stwora, ten ryknął i zaczął skakać jak oparzony. Jednak po chwili stanął, spojrzał na mnie i ryknął rozwścieczony.
- Wilczy Pęd… - szepnęłam. Moje stopy wydłużyły się i obrosły futrem, a ja w ułamku sekundy znalazłam się za potworem
- Pazury Diamentowego Wilka! – Krzyknęłam i przejechałam pazurami po plecach stwora. Ten ryknął jeszcze raz i obrócił się, ale mnie już tam nie było. Chwyciłam się jednej z jego łusek na plecach i wspięłam się po nich na jego grzbiet. Gdy byłam już na górze potwór zorientował się co robię i zaczął wierzgać i skakać by mnie zrzucić. Chwyciłam się jedną ręką jego łusek, a drugą przyłożyłam sobie do twarzy i szepnęłam
- Burzowy Trzask… - Przyłożyłam rękę do ust i wtedy zaczęła ona świecić. Zamachnęłam się, a blask i błyskawice w mojej ręce zaczęły się powiększać. Przyłożyłam stworowi w tył głowy i szybko zeskoczyłam na ziemię. Światło jeszcze się powiększyło oślepiając wszystko dookoła. W chwili gdy moje stopy dotknęły podłoża stwór runął do przodu niczym worek ziemniaków. Podparłam się pod boki i uśmiechnęłam się. Spojrzałam na Jellala i parsknęłam śmiechem widząc jego zaszokowaną minę.
- No co się tak gapisz?
Zamrugał kilka razy jakby obudził się z jakiegoś transu i spojrzał na mnie
- Twoja magia jest… niesamowita
- Hm, nie ty pierwszy mi to mówisz – uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Zarzuciłam sobie plecak na ramie i pomogłam mu wstać. Przerzuciłam sobie jego rękę przez ramię i powiedziałam
- Lepiej się stąd zmywajmy. 
Nie czekając na jego odpowiedz zaczęłam biec. Problem polegał na tym, że nie bardzo wiedziałam gdzie. Postanowiłam wrócić do miejsca z którego spadliśmy i sprawdzić czy nie da się tamtędy jakoś wrócić na górę. Gdy już byliśmy na miejscu oparłam mojego towarzysz o drzewo i powiedziałam
- Zostań tu, a ja się rozejrzę
Widząc że już otwiera usta by zapewne zaprotestować uśmiechnęłam się i powiedziałam
- Spokojnie. Jesteś ranny, odpocznij. Sprawdzę czy możemy jakoś wrócić na górę.
Nie czekając na to aż coś powie odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.  Podeszłam pod tą skałę z której spadliśmy i spojrzałam w górę. Gdy zorientowałam się, z jakiej wysokości spadliśmy aż się wzdrygnęłam. Cud że niczego sobie nie złamaliśmy. Rozejrzałam się na wszystkie strony, ale nie widziałam żadnej drogi powrotnej na górę. Rozejrzałam się jeszcze trochę, ale nic nie znalazłam. Westchnęłam i wróciłam do Jellal’a Gdy do niego podeszłam chciał coś powiedzieć, ale nagle ziemia pod naszymi stopami zaczęła drżeć. Nie zdołaliśmy się nawet ruszyć kiedy podłoże pod nami zapadło się a my spadliśmy w ciemność

W następnym rozdziale:

„Natrafiłam na dziwne rozwidlenie. Wąskie korytarzyki wiodły we wszystkich kierunkach, tylko nie prosto. Albo schodziło się w dół, albo w górę. Musiałam uklęknąć, żeby się w którymkolwiek zmieścić. Ze wszystkich stron otaczała mnie ciemność. Czas płynął jak chciał. Nie wiedziałam czy mijały sekundy, minuty czy godziny. Było mi okropnie niewygodnie, czułam się zmęczona i miałam wrażenie, że zaraz zejdę na zawał, bo coś mi wyskoczy przed twarzą!”


„Księgę włożyłam pod pachę, szelkę od plecaka chwyciłam w zęby, a później ruszyłam w stronę światła. Gdy w nie weszłam okazało się, ze było to wyjście. Teraz byliśmy… w lesie przed jaskinią od której to wszystko się zaczęło. Zamrugałam kilka razy nic nie rozumiejąc, a później spojrzałam do tyłu i… przejścia nie było. Za nami była teraz tylko lita skała. Wrr! O co tu chodzi do cholery!?”