poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 13: Ferris


Tak wiem... notki nie było prawie miesiąc. Ale wiecie... wena ^^'' Ale mam dobrą wiadomość! Moja wena jako tak wróciła więc następna notka powinna pojawi się szybciej! A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania! I przepraszam, że musieliście tyle czekać! ^^



***



Zbiegliśmy z Wróżkowego Wzgórza i szybko pobiegliśmy przed siebie. Jednak gdy przebiegałam obok Fairy Tail zatrzymał mnie głos
- Freya!? A gdzie ci się tak spieszy!?
Odwróciłam się i ujrzałam Saylena, do którego po chwili dołączył Fried. Spojrzałam na nich i przygryzłam lekko dolną wargę. Nie mogę im powiedzieć gdzie idę. Niespodziewanie jednak odezwał się Ribu
- Idziemy do Magistrali!
Obaj rozszerzyli oczy ze zdumienia ( choć w przypadku Saylena było to tylko jedno oko) i spojrzeli na mnie z szokiem. Ja natomiast posłałam Ribu mordercze spojrzenie i syknęłam przez zęby
- Ribu! Zapominałeś, że istnienie Magistrali to tajemnica?
Ribu opuścił uszy i zrobił skruszoną minę
- Przepraszam Freya-san… wymsknęło mi się…
- No już, dobra…  - spojrzałam na dwójkę wciąż zaszokowanych chłopaków i powiedziałam – nikomu nie możecie o tym powiedzieć, słyszycie!?
Pierwszy otrząsnął się Fried. Zrobił krok w moją stronę i zawołał chyba trochę głośniej niż zamierzał
- Ale Freya… Magistrala!? Przecież to tylko legenda! To miejsce nie istnieje!
Spojrzałam mu w oczy i bez wahania powiedziałam
- Istnieje.
- Skąd wiesz?
Spojrzałam na Saylena. Był całkowicie spokojny, ale przyglądał mi się uważnie. Westchnęłam i powiedziałam
- Skąd? Byłam tam.
- Byłaś tam!? – Zawołał Fried. Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie i rozejrzałam się. To tajemnica a ten drze się na całą ulicę
- Możemy porozmawiać o tym gdzie indziej i kiedy indziej? – syknęłam przez zęby – śpieszę się.
- Opowiesz nam o wszystkie w drodze – rzucił spokojnie Saylen. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona i uniosłam jedną brew
- W drodze? Chyba nie myślisz, że pójdziecie tam ze mną?
- Nie myślę. Ja to wiem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie, ale ten się tym nie przejął. Później szybko przeniosłam spojrzenie na Frieda. Patrzył na mnie nieugiętym wzrokiem
- Argh! – warknęłam i spojrzałam na nich zła – niech wam będzie!
Saylen i Fried spojrzeli na siebie i wymienili uśmiechy. Spoglądałam na nich spod przymrużonych powiek, a potem mruknęłam pod nosem
- Już zdążyliście się tak zaprzyjaźnić?
- Najwidoczniej tak. – Odezwał się Fried i posłał mi złośliwe spojrzenie. 
- Nie ważne! Ruszajmy! – Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Chłopcy ruszyli za mną w ciszy. Zauważyłam, że Saylen przygląda się Ribu ale o nic nie pyta. Zapewne informacje o nim zdążyły już obejść całą gildię. Na stacji kolejowej mieliśmy małe problemy gdyż Ribu z racji swojego wyglądu straszył ludzi i nie chciano wpuści go do pociągu, ale w końcu jakoś nam się udało wejść do pojazdu. Usiedliśmy w zamkniętym przedziale by nie straszyć innych pasażerów. Usiadłam na jednym z siedzeń, Fried obok mnie, a Saylen naprzeciwko nas. Ribu ułożył się na ziemi i właśnie wtedy zostałam zalana masą pytać o Magistralę. Westchnęłam i zaczęłam mówić.
- Jestem pewna, że doskonale znacie legendę o tym miejscu, a co za tym idzie wiecie jak niezwykłe jest to miejsce. Magistrala… dawno zaginiona wyspa, na której według legendy żyją wszystkie fantastyczne, mityczne i niespotykane stworzenia. Od Jednorożców i Faunów przez Wilkołaki i Gorgony  a kończąc na Wywernie i Strzydze. Wszystkie te stworzenia żyją na jednej magicznej wyspie, która jest w stanie pomieścić je wszystkie. Ta wyspa, Magistrala… ona istnieje naprawdę. Nie jest wyłącznie legendą
- Ale Freya… według legendy żaden człowiek nie ma tam wstępu. Więc jakim cudem ty tam byłaś? – spytał Fried z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy. Westchnęłam i powiedziałam.
- Po tym jak uciekłam z zamku… ukradłam stamtąd to. – W tym momencie wyjęłam z plecaka dużą książkę oprawioną w skurzaną okładkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na starą i zniszczoną, ale w środku była w nienagannym stanie. Fried spojrzał na książkę, a później na mnie nic nie rozumiejąc. Ponownie westchnęłam i mówiłam dalej – Ta książka… jest jedyna na świecie. To jedyny jej egzemplarz. Są w niej spisane i dokładnie opisane wszystkie stworzenia żyjące w Magistrali, oraz jest tam opisana drogą którą można dostać się na wyspę.
Chłopcy spojrzeli na mnie z szokiem, a ja spojrzałam na Frieda i powiedziałam
- Nie wiem skąd nasz ojciec miał tą książkę, ale dobrze, że mu ją zabrałam. Ta książka w niewłaściwych rękach mogła by przynieść wiele szkud. Nie wiem, czy  moje ręce są właściwe… ale na pewno lepsze niż naszego ojca. Choć… gdy ukradłam tą książkę nie wiedziałam jaka jest jej prawdziwa wartość i moc. Ale teraz już wiem i nie mogę pozwolić by wpadła w niepowołane ręce.
Spojrzałam najpierw na Frieda a później przeniosłam wzrok na Saylena. Obaj wyglądali na lekko oszołomionych tym wszystkim. Mój brat już chciał coś powiedzieć, ale ja kontynuowałam swoją wypowiedz.
- Gdy ukradłam tą książkę nie wiedziałam do czego ona służy, ani jak ważna jest. Nie ma co się dziwić, miałam wtedy zaledwie dwanaście lat. Wiedziałam jedynie że ma wielką moc. Nie wiedziałam gdzie się skryć przed pościgiem który wysłał nasz ojciec więc… skorzystałam z mapy zamieszczonej w książce. Do dziś nie wiem jakim cudem… ale dostałam się do Magistrali. Z początku chcieli się mnie pozbyć. Znaczy… nas. Cały czas był ze mną Ribu. Gdy uciekałam wzięłam go ze sobą. Nie mogłam go tam zostawić – Spojrzałam na naszego futrzastego  towarzysza który podniósł łeb i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, jednak już po chwili uśmiech znikł z mojej twarzy, a ja podniosłam głowę i kontynuowałam -  Przywódcy najważniejszych żyjących tam gatunków zebrali się i długo zastanawiali się co z nami zrobić. My także tam byliśmy, ale pod czujnym okiem uzbrojonych centaurów. Myślałam, że nas stamtąd wyrzucą lub zabiją. Ale wtedy Sebastian… Feniks i strażnik Magistrali… ulitował się nad nami. Pozwolił nam zostać co oczywiście wzbudziło falę sprzeciwów... ale z czasem… zostaliśmy zaakceptowani. Nie przyszło to szybko, ale jednak się udało. Zaakceptowali nas a nawet więcej… polubili, zaprzyjaźnili się z nami. Oczywiście nie wszyscy… niektóre z gatunków żyjących tam są z natury złe, wredne i chamskie! Choć… i tam zdarzają się wyjątki… ale mimo tego, że bardzo dobrze mi się tam żyło to w końcu musiałam odejść. Nie porzuciłam swojego zamiaru… musiałam cię znaleźć – Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Frieda. Ten posłał mi uśmiech, a ja kontynuowałam – Spędziłam tam wiele czasu i niektórzy przywiązali się do mnie. Naprawdę nie chciałam ich zasmucać swoim odejściem, ale nie miałam wyboru. Do teraz jestem smutna jak przypominam sobie zrozpaczony pyszczek Tachiego, małego wilkołaka który wyjątkowo mnie polubił. Właśnie z wilkołakami najbardziej się zaprzyjaźniłam, to one nauczyły mnie mojej magii Wilczego Ryku. Znaczy… zaczęły tę naukę… nauczyły mnie podstaw, a mistrz Tetsu dokończył tą naukę. – Uśmiechnęłam się smutno na myśl o mistrzu. To przeze mnie on nie żyje. Gdyby nie ja…
- Freya? – Odezwał się nagle Saylen. Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego
- Tak? Mówiłeś coś?
- Pytałem, co cię skłoniło do tak nagłego powrotu do Magistrali
Westchnęłam i powiedziałam
- Korredy… zaczęły się rządzić. Niektórzy się do nich przyłączyli, ale większość po prostu nie chciała wdawać się w walkę. Mimo swej potęgi większość stworzeń żyjących tam nie lubi walczyć. Jednak Korredy… to jedne z niewielu które czerpią satysfakcję z rządzenia innymi. A w dodatku… Sebastian zniknął. Jeden raz w roku feniks, strażnik magistrali, oblatuje całą ziemię by znaleźć jedno odpowiednie miejsce w którym będzie mógł się spalić, a następnego dnia odrodzić się z popiołów. Później przez miesiąc musi zostać w miejscu w którym narodził się na nowo. Zbiera siły i rośnie. Jednak przez te czas wszystkie inne stworzenia Magistrali śpią. Z tym, że to powinno się zacząć dopiero podczas zimowego przesilenia, a nie teraz. Nie wiem co się stało z Sebastianem, ale wiem jedno. Gdy go tam nie ma Korredy sieją chaos, a przez nie cierpią inni. A ja nie mogę stać bezczynnie i nic nie robić gdy wiem co tam się dzieje. 
Na tych słowach zakończyłam. Spojrzałam po ich twarzach z powagą. Saylen nachylił się w moją stronę i chwycił moją rękę w obie dłonie
- Nie martw się Freya, pomożemy ci i wszystko się jakoś ułoży.
Saylen uśmiechnął się do mnie promiennie na co ja mimowolnie lekko się zaczerwieniłam. Jego uśmiech zawsze mnie rozbrajał. Fried chrząknął cicho chcą zwrócić naszą uwagę na siebie. Blondyn puścił moje ręce ale uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Mój braciszek spojrzał na niego kątem oka, a później przeniósł wzrok na mnie.
- A właściwie gdzie znajduje się Magistrala? Jak my się tam dostaniemy?
- To jest… ściśle tajna informacja. Nie mogę wam powiedzieć.
- Więc jak się tam dostaniemy?
Spojrzałam na Frieda i posłałam mu łobuzerski uśmiech
- Nie martw się tym. Mam swoje sposoby
Po tej rozmowie już zbytnio nie odzywaliśmy się do siebie w czasie podróży. Ja cały czas zamartwiałam się o stworzenia żyjące w Magistrali, a zarówno Fried jak i Saylen zdawali się wyczuwać moje zdenerwowanie bo nie odzywali się. Po jakichś dwóch godzinach drogi byliśmy na miejscu. A dokładniej byliśmy w pewnym nadmorskim miasteczku. Szliśmy wolnym krokiem jedną z ulic. Na szczęście Ribu nie wzbudzał tak wielkiej sensacji jak poprzednio. W tym miasteczku nie takie rzeczy się widywało.
- I co teraz? – Spytał Saylen.
Westchnęłam cicho i powiedziałam
- Trzeba czekać. Dopiero wieczorem będziemy mogli ruszyć do Magistrali. A to… - nagle zamilkłam i stanęłam jak wryta. W tłumie… zobaczyłam znaną mi sylwetkę pewnej osoby. Te same długie zielone włosy, ten sam krok i tak samo dziwaczne ciuchy jak zawsze. Przetarłam oczy, a gdy je otworzyłam już go nie widziałam. Jednak okazało się, że wcale nie zwariowałam, bo nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam na Frieda. Patrzył przed siebie lekko rozszerzonymi oczami. Patrzył dokładnie w to miejsce w którym go dostrzegłam
- Freya…
Kiwnęłam głową i powiedziałam
- Też go widziałam… ale to nie możliwe!
- Przekonajmy się!
 Nie czekając na nic Fried ruszył przed siebie, a ja chwilę później pognałam za nim. Odwróciłam się jeszcze do zdezorientowanego Saylena i zawołałam.
- Zajmij się Ribu! Niedługo wrócimy!
Nie czekając na reakcję blondyna, odwróciłam się z powrotem i przyśpieszyłam. Gdy w końcu udało mi się dogonić Frieda, mój braciszek stał koło jakiegoś zaułka i dyszał lekko.
- Nie ma go… musiało nam się zdawać…
- Ale… nam obojgu!? W tym samy czasie!? – zawołałam. Przecież to jest naprawdę mało prawdopodobne że obydwoje się przewidzieliśmy!
- Wiem Freya że to dziwne… ale jeszcze dziwniejsza jest myśl, że Ferris wrócił zza grobu!
- Ale przecież… oboje go widzieliśmy… - rzekłam cicho. Mimowolnie w moim sersu rozpaliła się mała iskierka nadziei, która jednak szybko została zdeptana przez brutalną rzeczywistość. Ferris nie żyje od dobrych kilkunastu lat i nie ważne jak bardzo chciałabym, żeby tu był nic nie zmieni tego, że go już nie ma. A jednak… przez to wszystko w mojej głowie na powrót zaczęły się pojawiać obrazy przedstawiające wysokiego zielonowłosego chłopaka starszego ode mnie o kilka lat. Zawsze był roześmiany, nigdy na nikogo nie był zły i zawsze płatający wszystkim figle. Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona żarówka
- Chwila… Fried… powiedzieli nam, że nie żyje, ale tak naprawdę nigdy nie widzieliśmy jego ciała. Ani nie było żadnego pogrzebu… nie uważasz, że to dziwne?
- Ale czemu mieliby kłamać? Co zyskali by usuwając Ferrisa?
- Zastanów się! Kto nam to powiedział?! Ci parszywi sługusi naszego ojca! Mogę się założyć, że to oni mu coś zrobili! Nasz ojciec miał już dość udawania „szczęśliwej rodzinki” gdy tylko Ferris nas odwiedzał! Miał tego dość! Zawsze po wizycie Ferrisa był jeszcze bardziej wściekły niż zwykle! Powiedzieli nam, że nie żyje żeby to wszystko zakończyć!
Fried w tej chwili uderzył pięścią w ścianę budynku obok którego stał
- A my w to uwierzyliśmy… jak mogłem uwierzyć tym parszywym draniom! Jaki ja jestem głupi!
- Czyli Ferris żyje! – krzyknęłam uradowana
- Czekaj… tego nie wiemy. Możliwe że naprawdę nam się przewidziało. Nie zapominaj jakie kreatury służą naszemu ojcu. Nie wiadomo czy Ferissowi udało się im uciec
- Widzieliśmy go! To jest wystarczający dowód!
- No dobra… załóżmy że tu był. Jak go znajdziemy?
- Chyba nie będziecie musieli!
Oboje odwróciliśmy się gwałtownie. Przed nami stał wysoki chłopak o długich zielonych włosach związanych w wysoką kitkę. Nos przecinała mu długa zakrzywiona blizna, a oczy błyszczały mu pięknym zielonym kolorem. Na sobie miał… jak zawsze dziwaczne ciuchy. Czarne długie „alladynki” z białymi krzyżykami. Wysokie białe buty z czarnymi krzyżykami. Do tego miał jasnozieloną bluzkę ze srebrnymi mankietami, a na to czarny… płaszcz, który od tyły przypominał trochę frak i z tego co zauważyłam przymocowana do niego była złota kokarda. Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogąc się powstrzymać pisnęłam głośno
- Ferris!!!
Po tych słowach rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam mocno. On objął mnie z uśmiechem i zażartował
- Freyuś nie tak gwałtownie bo mi kości połamiesz!
- Ty idioto! – Puściłam go i otarłam pojedynczą łzę która miała czelność znaleźć się w moim oku – nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam!
Ferris zaśmiał się głośno i spojrzał na mojego brata. Przybrał na twarzy udawane zaskoczenie i przyłożył sobie dłoń do czoła
- Fried czy to ty!? Ależ się zmieniłeś! Już nie jesteś tym małym dzieciakiem, którego znałem!
Fried westchnął i pokręcił głową z politowaniem, ale cały efekt zepsuł szeroki uśmiech który gościł na jego twarzy
- A ty za to nadal jesteś tym nieznośnym i upierdliwym kuzynem którego znałem.
- Oh daj spokój bo się zarumienię! – Ferris machnął ręką i uśmiechnął się szeroko. Fried parsknął śmiechem i podszedł do nas by przywitać się z naszym kuzynkiem.
- Ferris! – zawołałam gdy ci dwaj w końcu przestali się witać (czemu towarzyszyły nieustanne przekomarzania. Oni tak zawsze) – Co się z tobą działo przez tyle lat? Gdzieś ty się podziewał?
Ferris skrzywił się z wyraźnym niesmakiem i powiedział
- Faust… wasz ojciec wmówił mi że nasza rodzinna potęga upada. Wysłał mnie w „podróż” do innego państwa by spotkać się z jakąś ważną osobistością. A gdy wyruszyłem posłał za mną tych swoich nędznych sługusów by się mnie pozbyli! Domyślałem się że może spróbować czegoś takiego więc byłem gotowy. Już od dłuższego czasu podejrzewałem że on wcale nie jest dla was takim „kochającym ojczulkiem” jakiego udawał gdy tylko się tam pojawiałem. Faust nie jest zbyt dobrym aktorem. Od razu było widać że coś jest nie tak. A on doskonale wiedział, że gdy ja się dowiem co wam robi nie zostawię tak tego. Niestety… gdy pokonałem sługusów Fausta chciałem jak najszybciej wrócić. Ale było za późno. Wiecie że w naszej rodzince nikt specjalnie za mną nie przepadał. Więc nikomu nie było trudno pogodzić się informacją którą rozpuścił wasz ojciec. Że jestem zdrajcą. Że wykradłem sekrety naszej rodziny i że mam zamiar je sprzedaż naszym wrogom. Sami rozumiecie że gdybym tylko pokazał się na oczy komuś z naszej rodziny od razu doszłoby do walki. Więc cały czas musiałem się ukrywać. I.. i dlatego nie byłem w stanie wam pomóc. Przepraszam… - Ferris skończył swoją wypowiedz i spuścił głowę. Zacisnął pięści i zadrżał nieznacznie. Rzuciłam Friedowi szybkie spojrzenia, a później uśmiechnęła się i położyłam dłoń  na ramieniu Ferrisa. On podniósł głowę i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach
- Daj spokój Ferris. To przecież nie była twoja wina. Sam nie miałeś lepiej niż my. A my jak widzisz poradziliśmy sobie. I mamy się całkiem dobrze! 
Fried kiwnął głową na potwierdzenie moich słów i uśmiechnął się. Ferris uśmiechnął się do nas i powiedział
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.
 Posłałam mu szeroki uśmiech i nagle uświadomiłam sobie coś istotnego. Słońce. Prawie ogóle nie było go już widać, a wszędzie robiło się już naprawdę ciemno. Cholera jasna! Straciłam rachubę czasu! Musimy natychmiast ruszać do Magistrali! Spojrzałam na Frieda ze zdenerwowaniem i powiedziałam
- Fried biegnij szybko po Saylena i Ribu! Nie mamy czasu! Musimy jak najszybciej ruszać! 
Mój brat kiwnął tylko głową i bez zbędnych pytań pobiegł po tamtą dwójkę. Spojrzałam na Ferrisa i powiedziałam szybko
- Przepraszam cię, ale teraz naprawdę nie mamy czasu. Musimy jak najszybciej udać się w pewne miejsce. Ale nie martw się! Niedługo znowu się spotkamy i wtedy porozmawiamy na spokojnie! Postaramy się wrócić jak najszybciej.
Ferris spojrzał tylko na mnie i zadał jedno pytanie
- Gdzie was znajdę?
- Gildia Fairy Tail. Tam będziemy gdy już uda nam się wszystko załatwić
Mój kuzyn kiwnął głową i przytulił mnie szybko, a później posłał mi uśmiech. Odwzajemniłam gest a później szybko się z nim pożegnałam i pognałam przez miasteczko. Nie minęło kilka minut a już byłam poza murami miasteczka. Biegłam teraz prosto w stronę lasu rosnącego nieopodal. Wbiegłam do niego i przebiegłam kilka metrów a później stanęłam. Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się. Musiałam być teraz bardzo ostrożna by nie pomylić drogi. Po kilku minutach w końcu go znalazłam. Wysoki stary dąb rosnący w samym centrum lasu. Uśmiechnęłam się i przyłożyłam dłoń do drzewa. Spojrzałam w niebo i skrzywiłam się lekko. Nie zostało za wiele czasu. Oby chłopcy zdarzyli. Wiedziałam że Ribu szybciej znajdzie to miejsce niż ja ale jednak miałam obawy. Jednak na szczęście chwilę później pojawił się Ribu a zaraz za nim Saylen i Fried.
- Zdążyliście w samą porę. – Uśmiechnęłam się do nich, a później powiedziałam już bardziej stanowczo -  Stańcie za mną
Bez zadawania pytań zrobili co kazałam. Przyłożyłam obie dłonie do drzewa i zamknęłam oczy.
- Złapcie mnie za ramiona. – powiedziałam szybko i poczułam jak Ribu oplątuje swój ogon wokół mojej nogi. Nie czekając na nic zaczęłam mówić.

Centaur z Faunem, Faun z Syreną
Światy nasze wnet zamienią
Wśród tych stworzeń chcę się zjawić
I zamiary swe objawić.

Gdy tylko wypowiedziałam te słowa podłoże pod moimi stopami zaczęło lśnić niebieskim światłem. Poczułam jak świat wiruje. W ostatniej chwili Fried i Saylen chwycili mnie za ramiona. Wszystko zawirowało wokół niebieską mgłą. Czułam się jakby ktoś mną zakręcił. Nagle wszystko ustało a ja przeżyłam niemiłe spotkanie z podłogą. Jęknęłam i podniosłam się do siadu. Zauważyłam, że moi towarzysze mieli równie „miłe” lądowanie. Rozejrzałam się i uśmiechnęłam się. Udało się! Jesteśmy w Magistrali!





W następnym rozdziale:
„- Co ci się stało w oko?
- Ah! – Saylen uśmiechnął się lekko i dotknął swojego lewego oka przez które przechodziła blizna i które cały czas miał zamknięte – to mała pamiątka po bardzo ciężkiej walce.
- A z kim walczyłeś? Wygrałeś? – zaciekawił się Tachi. Uśmiech znikł z mojej twarzy i spojrzałam szybko na Saylena. Wiedziałam, że nie lubi tego wspominać. I właściwie wcale mu się nie dziwię.  Jednak ku mojemu zdziwieniu blondyn w dalszym ciągu się uśmiechał. Pogłaskał Tachi’ego po główce i powiedział
- Walczyłem z bardzo złym człowiekiem. Był bardzo silny. Ale wygrałem. Udało mi się go pokonać
- Zabiłeś go?
- Dosyć Tachi. – Ucięłam szybko i wzięłam małego wilkołaka na ręce. Saylena powoli się wyprostował, posłał mi uśmiech i pokręcił głową. Spojrzałam na niego smutno ale nie odezwałam się. Tachi spojrzał na mnie i już chciał coś powiedzieć ale nagle usłyszałam głęboki szyderczy głos dobiegający z góry
- No proszę, proszę! Kogo me oczy widzą! „