piątek, 28 września 2012

Rozdział 3: Diamentowy Drań



Miasto Leorax, szczerze powiedziawszy nie wywarło na nas pozytywnego wrażenia. Dobra, tak naprawdę była to istna ruina! Większość budynków była doszczętnie zniszczona, wszędzie leżały gruzy i szczątki mebli. Na ulicach leżeli też ludzie. Ranni… lub martwi. Było kilkanaście osób, które o własnych siłach wstawały i pierwsze co robiły pomagały innym.
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
W pewnym momencie dostrzegłam resztki diamentowej kopuły. Zacisnęłam pięści ze złości i westchnęłam głośno. Nie było wątpliwości, że to wszystko było sprawką tej dwójki magów, których mieliśmy przepędzić.
- Pomóżcie tym ludziom! Ja poszukam burmistrza! – Zawołałam i nie czekając na ich odpowiedź, ruszyłam przed siebie.
Przemierzałam ulice szukając ratusza lub jego resztek, gdy nagle zobaczyłam mała dziewczynkę. Jej długie, zielone włosy były spięte w kitkę. Klęczała przed gruzami jakiegoś budynku, a jej czerwona sukienka była cała brudna. Po jej twarzy spływały łzy, które spływając z rumianych policzków kapały na ciało, leżącej przed nią kobiety. Ona także miała zielone włosy, a jej twarz choć, w tym momencie pokryta brudem, była bardzo podobna do twarzy dziewczynki. Wnioskowałam, że to jej mama.
Kiedy tak patrzyłam na tę scenę, nagle powróciły do mnie wspomnienia sprzed kilku lat. Ja zaledwie pięcioletnia, zalewająca się łzami, a obok mnie ośmioletni Fried. Przytulał mnie i uspokajał, choć i z jego oczu płynęły łzy. Oboje stoimy nad grobem. Grobem naszej mamy.
Nagle pojawia się mężczyzna. Wysoki, potężnie zbudowany z zielonymi włosami.
Nasz ojciec.
Popycha mnie tak, że upadam, a po moich policzkach spływa jeszcze więcej łez. Fried staje w mojej obronie, ale nie na wiele się to zdaje. Nasz ojciec uderza go w twarz, a potem – nie zważając na jego krzyki protestu - przewiesza go sobie przez ramię. Mnie ściska za nadgarstek i ciągnie za sobą w kierunku domu. Lub raczej zamku. Schodzi z nami po ciężkich, kamiennych schodach i… wrzuca nas do celi.
Ja cała się trzęsę i nie mogę przestać płakać. Fried podchodzi do mnie na kolanach i próbuje mnie uspokoić. Nasz ojciec zamykając kratę śmieje się z drwiną
- Znajcie swoje miejsce bezużyteczne smarkacze. Teraz kiedy waszej matki nie ma, poznacie mój gniew!
Na to okropne wspomnienie, po moim policzku spłynęła łza. Przez chwilę nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w przestań, ale otrzeźwił mnie krzyk dziewczynki, w którą jeszcze przed chwilą się wpatrywałąm.
Resztki budynki pod którym stała zaczęły się nagle rozpadać. Niewiele myśląc krzyknęłam:
- Wilczy Pęd!
Moje stopy zaczęły się wydłużać, oraz pokrywać się szarym futrem. Z prędkością światła znalazłam się przy dziewczynce i zgarnęłam ją w ostatniej chwili. Budynek rozsypał się na milion części.
Wielkie, zielone oczy spojrzały na mnie pełne łez. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przetarłam jej mokry policzek.
- Nie martw się. Już nic ci nie grozi maleńka.
         Niewielka istotka rozpłakała się jeszcze bardziej, więc przycisnęłam ją do swojej piersi. Wtuliłam się we mnie ufnie, a ja szeptałam do niej przyjaźnie i głaskałam po włosach, starając się uspokoić. W głębi duszy czułam jednak jak rośnie we mnie gniew. Nie mogłam wybaczyć tego co zrobiły te dwa potwory! To co zrobili było po prostu niewybaczalne!
- Aria! Dzięki Bogu nic ci nie jest! – Męski głos dobiegł nagle do moich uszu. Odwróciłam się w stronę jego posiadacza i ujrzałam mężczyznę mniej więcej w wieku trzydziestu lat. Dziewczynka natychmiast wyrwała się z moich objęć i rzuciła w jego stronę.
         - Tatuś! – krzyknęła. Mężczyzna przytulił mocno dziecko i sponad jej ramienia spojrzał na mnie mokrymi ze wzruszenia oczami.
- Widziałem, jak ją uratowałaś. Nie wiem jak ci dziękować!
- Ależ nie ma o czym mówić – odparłam wzruszając ramionami. Spojrzałam na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą dziewczynka klęczała przed zwłokami matki. - Naprawdę przykro mi z powodu tego co tu się stało.
- Tak, mnie tez jest przykro. To wszystko wina tych łajdaków, którzy już od kilku tygodni nie dają nam żyć
- Tak, to straszne co tu się dzieje. A wiem pan może, gdzie mogę znaleźć burmistrza tego miasta?
- To ja jestem burmistrzem – odparł ku mojemu zdziwieniu mężczyzna. -  Jestem Eiko Haruma. Mogę ci w czymś pomóc?
- Nazywam się Freya Justin. Przybyłam z gildii Fairy Tail – wyjaśniłam podchodząc bliżej w jego kierunku. - Ja i kilku moich przyjaciół zaakceptowaliśmy pana prośbę o pomoc. Przybyliśmy wykurzyć tych zbirów
- Oh! A już myślałem, że nikt nie przyjmie mojego zlecenia! Bardzo dziękuję! – wykrzyknął, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Proszę jeszcze nie dziękować. Kiedy możemy się spodziewać ich ponownego przybycia?
- Jutro koło południa
- Dziękuje. Postaramy się ich stąd wypędzić
Zostawiłam pana Harumę i ruszyłam w poszukiwaniu pozostałych. Kiedy tak przemierzałam doszczętnie zniszczone ruiny miasta, zorientowałam się też, że prawie wszyscy ranni zostali już zabrani. Na szczęście szybko znalazłam przyjaciół, a wtedy przedstawiłam im kiedy możemy się spodziewać naszych gości.
- Już się ściemnia. Będziemy musieli przenocować pod gołym niebem, a jutro zajmiemy się tymi łotrami. – powiedziała Erza. Przytaknęłam na jego słowa i spojrzałam w kierunku z którego tu przyszliśmy.
- Po drodze do miasta widziałam mała polanę. Możemy się tam zatrzymać
- To dobry pomysł. Ruszajmy.
         Nie zdążyliśmy jednak nawet wyjść z miasta, kiedy usłyszeliśmy huk. Szybko zorientowałam się, że dochodził on z miejsca w którym rozstałam się z burmistrzem i jego córką.
- To na pewno oni wrócili! – krzyknęłam ruszając od razu we wspomnianym kierunku. Z gniewu aż się we mnie gotowało! – Wilczy pęd!
Nie zważając na krzyki Erzy „Freya, stój!” z zawrotną prędkością ruszyłam na miejsce wybuchu. Zobaczyłam dwóch mężczyzn. Jeden z nich trzymał Arię – dziewczynkę, którą uratowałam. Dziewczynka wiła się i płakała przerażona. Drugi celował diamentowym mieczem w stronę burmistrza i coś do niego mówił. Burmistrz jednak był zbyt przerażony o życie swojej córki, gdyż nie zwracał na niego uwagi i wciąż wyrywał się do małej.
Obaj mężczyźni mieli kaptury na głowach, więc nie widziałam ich twarzy, ale nie obchodziło mnie to zbytnio. Zagotował się we mnie gniew, nie mogłam tego tak zostawić. Użyłam mojego Wilczego Pędu i z zaskoczenia zaatakowałam gościa który trzymał Arię. Uderzyłam go łokciem w twarz i zabrałam mu dziewczynkę.
Zielonowłosa spojrzała na mnie zaskoczona i wtuliła się we mnie ufnie.
- To ty! Jesteś jak mój anioł stróż! – Pisnęła, a jej twarzyczkę przez chwilę rozjaśnił uśmiech.
- Skoro tak twierdzisz – Uśmiechnęłam się i postawiłam ją na ziemi. - A teraz ukryj się gdzieś. – Dziewczynka posłusznie kiwnęła głową i odbiegła by się ukryć.
W tym samym momencie mężczyzna któremu przyłożyłam podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie. Zresztą nie tylko on, jego towarzysz również zwrócił na mnie uwagę. Ten który trzymał miecz spuścił go w dół, a burmistrz wykorzystał okazję i pobiegł w stronę gdzie schowała się jego córka.
Osobnik używający magii Diamentowego Tworzenia zaśmiał się drwiąco.
- No proszę, proszę! Kogo me oczy widzą? Czy to nie nasza kochana uciekinierka Freya?
Na dźwięk tego głosu zadrżałam.
Nie… to nie może być prawda.
Jednak w tej chwili mężczyzna zdjął kaptur i moim oczom ukazała się gęba, której miałam nadzieje już nigdy nie oglądać.
- Xander…! – zasyczałam wściekle
- Spójrz Xander. Nasza uciekinierka sama do nas przyszła. Myślę, że Faust ucieszy się gdy ją zawleczemy z powrotem. – odezwał się drugi mężczyzna i zdjął kaptur. Moim oczom ukazała się kolejna twarz, którą miałam nadzieje nigdy więcej nie zobaczyć.
- Reito!
- Xander, nie uważasz, że przydał by nam się tu Rexus? Miło byłoby popatrzeć jak rozrywa ją na strzępy tak jak zrobił to z jej bratem. – Zaśmiał się drwiąco Reito.
Zdziwiłam się nieco słysząc jego słowa.
Albo Shin nie wygadał się, że Fried żyje - co raczej nie było w jego stylu -  albo ta dwójka dawno nie była w Zamku. A to by oznaczało, że nie szukają mnie tylko czegoś innego, a ja tylko napatoczyłam im się przypadkiem.
Chyba zaczynałam żałować, że jednak poszłam na ta misję.
- Nie bądź taki pewny siebie! – krzyknęłam i przybrałam pozycję bojową.  Obaj zaśmiali się drwiąco, a Xander powiedział:
- Poważnie? TY chcesz pokonać NAS!? Nie rozśmieszaj mnie! Jesteś za słaba, żeby nas pokonać!
- Tyle, że ona nie jest sama.
W tej właśnie chwili obok mnie stanęła Erza, a po chwili przyłączyli się Natsu, Grey, Happy i Lucy. Na Xanderze i Reito nie zrobiło to jednak wrażenia
- A to kto? Twoja straż? – zadrwił Reito, jednak po chwili spoważniał – Dosyć żartów! Idziesz z nami czy tego chcesz czy nie!
Reito zaatakował. Już miałam stanąć z nim do walki, ale uprzedził mnie Natsu
- Napaliłem się! –w jego dłoniach pojawił się ogień i ruszył w stronę Reito. Grey nie wiele myśląc pobiegła mu pomóc. Ja natomiast rzuciłam się na Xandera
- Ryk Burzowego Wilka!
W stronę Xandera poleciał promień składający się z chmur burzowych, które oplatały pioruny
- Diamentowa Tarcza!
Mój ryk rozbił się na tarczy stworzoną przez tego łajdaka
- Tylko na tyle cię stać, maleńka? – Zadrwił Xander. Jednak już po chwili nie było mu do śmiechu. Tak bardzo skupił się na mnie, że nie zauważył Erzy, która zaatakowała go od tyłu. Gdyby nie szybki refleks byłoby po nim. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nie wtrącaj się w to! To nie twoja sprawa! Diamentowa Włócznia!
W stronę Erzy poszybowała włócznia, ale ta jej zgrabnie uniknęła
- Mylisz się! Freya jest naszą nakama! Więc to także nasza sprawa!
- Nie pozwolimy ci jej krzywdzić! – krzyknęła Lucy i wyciągnęła jeden ze swoich kluczy. – Otwórz się Bramo Barana! Aries!
W tej chwili pojawił się gwiezdny duch Lucy. Blondynka kazała jej zaatakować, ale już od razu wiedziałam, że na niewiele to się zda. Xander bez trudu poradził sobie z Aries, a ta szybko zniknęła.
- Lucy to bez sensu! Twoja magia nie na wiele się zda w walce z nim! Nie mieszaj się w to!
- Ale…
- Nie mieszaj się! Uwierz mi! Ja go znam, wiem do czego jest zdolny, to nic nie da! Możesz zostać ranna!
Lucy niechętnie posłuchała i wycofała się do tyłu. Gdy spojrzałam na Xandera zobaczyłam niebezpieczny błysk w jego oku i złośliwy uśmiech. Nie byłam pewna co on mógł knuć.
Odepchnął Erzę, która właśnie go atakowała i zwrócił się w moją stronę:
- Diamentowa Strzała! – Xander wystrzelił… tyle, że ta strzała nie leciała w moim kierunku, a w kierunku Lucy. Przez chwile przerażona nie wiedziałam co robić, ona nie miała szans by uniknąć tego ataku.
- Nie! – wykrzyknęłam i stanęłam na torze strzały. - Ryk Burzowego Wilka!
Mój ryk starł się ze strzałą i błysnęło światło. Xander uśmiechnął się z satysfakcją, a ja zbyt późno zorientowałam się, że to pułapka. Wzmocnił strzałę drugim zaklęciem i przebiła się przez mój ryk. Trafiła we mnie przebijając mój bok na wylot. Upadłam na ziemie, czując jak po moim ciele spływa gorąca krew. Nagle zrobiło mi się słaba, a przed oczami zaczęło mi ciemnieć. Dostrzegłam jeszcze szyderczy uśmiech Xandera i usłyszałam krzyk Lucy, a potem zemdlałam.




***



W następnym rozdziale:
„- Nieźle się załatwiłaś maleńka! – Jego lalki niczym echo powtórzyły za nim „nieźle, nieźle!”
- Gdyby mnie posłuchała to by się nie stało – dodał Fried i pokręcił głową.
Łypnęłam na nich spode łba, a potem spojrzałam na Ever
- Chociaż ty bądź taka miła i mnie nie dobijaj dobra?
Ever zaśmiała się i powiedziała
- Nie przejmuj się nimi Freya. To bestie bez serc. – Brązowowłosa uśmiechnęła się do nich złośliwie. Obaj zrobili oburzone miny
- No wiesz! – Zawołali równocześnie. Zarówno ja jak i Mira zaśmiałyśmy się. U nich takie przekomarzania to codzienność.”
 


piątek, 14 września 2012

Rozdział 2: Początek Przygody



Czułam przeraźliwe pulsowanie w skroni i ciepło w okolicach prawej nogi. Powoli otworzyłam oczy, ale natychmiast je zamknęłam przez oślepiające jasne światło. Drugie podejście było już więc mniej gwałtowne. Delikatnie uchylając powieki, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się w białym pokoju w którym stało kilkanaście łóżek nakrytych białą pościelą. Było to coś na kształt sali szpitalnej, która po prostu oślepiała swoją bielą.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jestem sama. Koło mnie stała bardzo ładna dziewczynka, wyglądająca na nie więcej niż dwanaście lat. Jej granatowe włosy opadały luźno na plecy, a brązowe oczy błyszczały w świetle żarówek. Jej ręce, błyszczące błękitnym blaskiem, znajdowały się tuż nad moją chorą nogą.
Poruszyłam się, by się odrobinę podnieść, a dziewczyna zorientowała się, że już nie śpię
- Proszę Freya-san nie ruszaj się. Zaraz skończę leczenie – powiedziała spokojnym głosem, w skupieniu zajmując się moją nogą.
- Nie trzeba, czuję się już znacznie lepiej. – Zlustrowałam ją wzrokiem, uświadamiając sobie, że wygląda na zmęczoną. - Na dodatek to chyba dla ciebie męczące.
- Nie, wszystko w porządku. – Dziewczyna odsunęła ręce, a błękitna magia zniknęła. Wyczerpana przetarła sobie czoło i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Skończyłam!
- Dziękuje…  - odwzajemniłam uśmiech. - Przepraszam nie znam twojego imienia…
- Ah! Przepraszam nie przedstawiłam się! – Wyciągnęła w moją stronę rękę, którą natychmiast przyjęłam. - Jestem Wendy Marvell, miło cię poznać Freya-san!
- Mnie również miło, Wendy.
 W tej właśnie chwili, drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka wkroczyła dwójka osób. Dziewczyna miała długie, proste włosy w kolorze czerwieni, luźno puszczone na plecy, zaś chłopak krótkie i różowe.
- Obudziłaś się. – Stwierdziła dziewczyna, podchodząc bliżej mnie.  - Dobrze, że nic ci nie jest. Nazywam się Erza Scarlet, miło cię poznać. – Po chwili wskazała ręką na towarzyszącego jej chłopaka - To Natsu Dragneel – dopowiedziała. Miałam wrażenie, że chciała coś jeszcze dodać, ale przeszkodził jej w tym chłopak.
- Twoja magia jest niesamowita! – wykrzyknął entuzjastycznie. - Musisz być naprawdę silnym magiem! Walcz ze mną!
                W tym momencie zgłupiałam do reszty i spojrzałam na chłopaka jak na wariata. Dobra, ten gość jest strasznie narwany
Erza widocznie stwierdziła to samo, bo zdzieliła chłopaka po głowie i odezwała się ze stoickim spokojem:
- Ona musi odpocząć Natsu.
Różowowłosy zrobił minę jak obrażony przedszkolak i założył ręce na piersi.
- Ale ja chcę z nią walczyć! – Stwierdził, tupiąc nogą. Spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.
- Raczej nie teraz Natsu. – Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi, spod których dochodził głos. W naszą stronę żywym krokiem szedł Fried. Zatrzymał się koło mojego łóżka i spojrzał na mnie zatroskany.
- Jak się czujesz Freya? – spytał z niepokojem.
- Nic mi nie jest– odparłam od razu. - Najwyżej stracę nogę, ale to nic strasznego – zażartowałam, ale widząc rosnący niepokój na twarzy Frieda, westchnęłam cierpiętniczo.
- Ja tylko żartowałam! – wytłumaczyłam szybko. -  W ogóle nie masz poczucia humoru Friedziu! – Roześmiałam się, a już po chwili wszyscy dołączyli do mnie.
Dopiero gdy przestałam się śmiać, zapytałam:
- A co w związku z moją prośbą wstąpienia do FairyTail? Czy po tym co się stało to nadal jest możliwe? – Spytałam z lekkim niepokojem w głosie. Obawiałam się, że po tym wszystkim, mogą być już nie tacy chętni do przyjęcia mnie do siebie.
- Oczywiście, że tak! Właściwie po to tu przyszłam! – W ręce Erzy pojawiła się nagle pieczątka – No więc... Gdzie chcesz mieć znak gildii?
Kątem oka spojrzałam na Frieda, rejestrując, że jego znak znajduje się na wierzchu lewej dłoni. Szybko więc podjęłam decyzję i uśmiechając się pod nosem, wyciągnęłam lewą dłoń w kierunku Erzy.
- Tutaj.
Scarlet przycisnęła pieczątkę i na mojej ręce pojawił się znak FairyTail w kolorze ciemnej -zieleni. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z FairyTail

KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ

Raz… dwa… trzy… Blat przed którym siedziałam miał trzy pęknięcia. Miał też sześć klejących plam, a w siedmiu miejscach schodziła farba. Na suficie były cztery pajęczyny i błąkały się tam dwa pająki, tworzące nowe sieci, były tam też trzy dziury, które powstały kilka dni temu gdy Natsu po raz koleiny próbował walczyć z Gildartsem. Oj tak, nudziłam się jak nie wiem!
Znudzona położyłam głowę na blacie baru i westchnęłam już któryś raz z kolei. Mira która korzystając z chwili wolnej od klientów, przecierała szklanki spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Wszystko dobrze Freya? – zapytała z troską. Wbiłam w nią spojrzenie swoich zielonych oczu i westchnęłam powtórnie.
- Tak, nic mi nie jest. Po prostu potwornie mi się nudzi – jęknęłam żałośnie. Mira pokręciła głową i oparła się o blat tuż przede mną.
- Dlaczego nie pójdziesz na jakąś misję?
- Jasne chętnie, problemem jest jednak mój głupi braciszek! – Przewróciłam oczami i wydałam z siebie jeszcze bardziej zawodzący dźwięk.
- Fried? A co się stało? – zapytała robiąc zdziwioną minę.
- Pamiętasz jak kilka dni temu byłam na misji razem z Raijinshuu? – zaczęłam, a kiedy Mira przytaknęła, kontynuowałam:
- Cóż… na tej misji trochę przeholowałam, a jako że moja noga  nie jest jeszcze w szczytowej formie, to Fried zabronił mi iść na misje przez kolejny tydzień! A o to żebym nie wzięła kolejnego zlecenia to się już postarał! –Podniosłam się i spojrzałam na Mirę z miną wyrażającą oburzenie do mojego brata. - Ty wiesz co on zrobił!? Zabezpieczył tablicę ogłoszeń runami! Żebym tylko ja nie mogła tam podejść!
Mira roześmiała się i potrząsnęła białymi włosami.
- Jaki on uroczy!
Łypnęłam na nią spode łba, mierząc ją morderczym spojrzeniem.
- Może dla ciebie. Nawet nie wiesz, jak wkurza mnie to, że nie mogę iść na misję!
Ponownie położyłam głowę na blacie, kątem oka zauważając jakiś ruch przy tablicy ogłoszeń. Drużyna Natsu wybierała nowe zlecenie, a on sam żywo gestykulując , wskazywał kolejno na wszystkie ogłoszenia, Happy wtórował mu swoim „Aye Sir!”, Lucy wpatrywała się w tablice, a Grey i Erza stali kilka kroków za nimi.
Westchnęłam żałośnie.
Gdybym tylko mogła…
Nagle wpadł mi do głowy pomysł i pewnie gdyby się tylko dało, to nad moją głową zapaliłaby się żaróweczka. To jest to!
Widząc, że drużyna Natsu wybrała już misję, szybko zerwałam się z miejsca i podbiegłam do nich.
- Hej! Wybieracie się na misję? – spytałam, jakby to nie było oczywiste.
- Tak! Nagroda jest ogromna! – Zawołał rozentuzjazmowany Natsu. Wbiłam w niego wzrok i uśmiechnęłam się przymilnie.
- Aa… mogłabym iść z wami? – zaryzykowałam pytanie, robiąc najsłodszą minę na jaką mnie było tylko stać.
- Jasne! – Oparł Natsu , jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- Ja nie mam nic przeciwko – Dopowiedziała od razu Lucy, uśmiechając się w moją stronę.
- Czemu nie? – Dodał Grey.
- Zgoda – Odparła Erza
I tak miałam zgodę od wszystkich. Uśmiechnęłam się do nich, a już po chwili razem wyszliśmy z gildii. Nie powiem, żebym nie byłam z siebie dumna. Udało mi się ominąć runy Frieda i iść na misję, choć z drugiej strony byłam głupia, że nie pomyślałam o tym wcześniej.
Kiedy znaleźliśmy się przed budynkiem gildii, Erza oznajmiła:
- Za piętnaście minut spotykamy się na dworcu kolejowym!
Przytaknęliśmy zgodnie i nie zważając na protestujące krzyki Natsu, który wrzeszczał, że za nic nie wsiądzie do pociągu, rozeszliśmy się. Erza ruszyła w stronę FairyHills, a ja po chwili dogoniłam ją. Także tam mieszkałam. Wróżkowe Wzgórza to naprawdę przyjemne miejsce.
Weszłyśmy do budynku i rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Gdy tylko znalazłam się w swoim, szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Kiedy wychodziłam z pokoju, miałam jeszcze całe dziesięć minut. Zamknęłam drzwi i powoli ruszyłam w stronę wyjścia. Chociaż w sumie może powinnam jak najszybciej wyjść na zewnątrz. Jeśli któraś z dziewczyn zobaczy, że idę na misję może wygadać się Friedowi, a ten nie da mi żyć po powrocie. Najbardziej obawiałam się tego, że natknę się na Evergreen. Jeśli ona się dowie, Fried na pewno też, a wtedy będzie po mnie.
 Przez moje zamyślenie ledwo zauważyłam, że ktoś wchodzi i w ostatniej chwili wyhamowałam, unikając zderzenia z tą osobą.  Podniosłam głowę do góry i zaklęłam w duchu. Cholera jasna! Dlaczego to musi być akurat ona!? Czy nie mogłam natkać się na Wendy, albo Laki?! Nie! Musiałam natkać się akurat na…
- Ever! Miło cię widzieć! – powiedziałam, przyjmując na twarzy jeden z wymuszonych uśmiechów.
- Witaj Freya. Wybierasz się gdzieś? –  Ever wskazała mój plecak i uśmiechnęła się złośliwie – Chyba nie idziesz na misję?
- Nie! Jasne że nie! – Zaprzeczyłam pośpiesznie, ale sądząc po jej minie raczej mi nie uwierzyła. Więc postanowiłam dać sobie spokój z wmawianiem jej kłamstw i podjąć inną taktykę.– Tak idę. Ale proszę cię, błagam nie mów nic Friedowi! – Wbiłam w nią błagalny wzrok.
Ever  zachichotała, ale tym razem już bardziej rozbawiona.
- Spokojnie nic mu nie powiem. Ale wiesz o tym, że on i tak się dowie?
- Wolałabym, żeby się jednak nie dowiedział. Dlatego nic mu nie mów!
- Dobra, nic mu nie powiem. – Odparła, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Dzięki! – Wyminęłam ją i ruszyłam w stronę dworca. O dziwo na miejscu nie było jeszcze nikogo. Usiadłam na ławce i czekałam. To będzie moja pierwsza misja z drużyna Natsu. Przez te kilka tygodni byłam kilka razy na misjach z innymi drużynami, a często tez chodziłam na samotne misje. Jednak zdecydowanie najlepiej czułam się w towarzystwie Raijinshuu . Bardzo polubiłam Bixlowa i Ever, no i oczywiście był tam też Fried, z którym musiałam nadrobić dziesięć lat. Chciałam dołączyć do ich drużyny, jednak na razie było to niemożliwe. Zarówno Fried, Bixlow jak i Ever chcieli żebym do nich dołączyła, i ja tak samo bardzo tego chciałam, ale opinii nie wyraziła jeszcze jedna osoba.Chyba najważniejsza. Nie poznałam jeszcze założyciela Raijinshuu: Laxusa Dreyara.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos:
- Freya! Jesteś już! A gdzie reszta?
- Nie wiem Erza, ja… - Odwróciłam się w jej stronę i mało nie spadłam z ławki. Brutusie kochany, po co jej tyle bagażu!? Jednak nie dane mi było jej o to zapytać, bo oto przybył Natsu. Oczywiście wydzierając się w niebogłosy:
- Ależ się napaliłem! Ruszajmy do pracy! – Aż zacierał ręce z radości.
- Aye sir! – zawtórował mu Happy
- Nie bądź taki do przodu, płomyczku. Brakuje jeszcze Greya i Lucy. Po za tym, chyba o tym zapomniałeś, ale na miejsce jedziemy pociągiem.
Natsu jakby pobladł, a jego wygląd mówił, że ma ochotę zwymiotować.
- Człowieku jeszcze nie wsiadłeś do pociągu, a już jest ci niedobrze!?
W tej właśnie chwili pojawiła się Lucy a kilka minut po niej Grey. Klasnęłam w dłonie uradowana i powiedziałam:
- No! Skoro jesteśmy w komplecie to możemy ruszać!
Wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy w drogę. Usiadłam obok Erzy, a Happy ułożył się wygodnie na moich kolanach. Grey i Lucy zajęli miejsce naprzeciwko nas, zaś Natsu dla komfortu zarówno jego, jak i naszego, został ogłuszony przez Erzę i teraz leżał na jej kolanach. Czerwono włosa stwierdziła, że zrobiła to, żeby mu ulżyć. Nie miałam więc pytań.
- A tak właściwie na czym polega nasze zadanie? – Spytałam. Nie ma to jak iść na misję i nawet nie widzieć na czym ona polega.
- Burmistrz miasta Leorax prosi o wypędzenie dwójki groźnych bandytów. Wiadomo, że jeden z nich używa magii diamentowego tworzenia, ale moc drugiego nie jest nam znana. Nagroda to pięć milionów kryształów – Wytłumaczył Grey.
Magia Diamentowego Tworzenia, tak? Znałam tylko jednego człowieka posługującą się tą magią. Zacisnęłam pięści na wspomnienie owej osoby. Xander. Na pewno nigdy nie zapomnę jak znęcał się nade mną gdy byłam mała. I jak znęcał się nad Friedem. Nigdy mu tego nie wybaczę.
Musiałam mieć bardzo zdenerwowaną minę, bo Lucy spytała:
- Wszystko w porządku Freya?
Potrzasnęłam głową chcąc odpędzić te myśli i uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Tak, wszystko w porządku. Po prostu… się zamyśliłam - odparłam i wbiłam spojrzenie w krajobraz za oknem, tym samym urywając rozmowę.
Xander…  Miałam ogromną nadzieje, że już nigdy nie będę musiała oglądać jego gęby.

***

W następnym rozdziale:
„W tym momencie, jak grom z jasnego nieba, powróciły do mnie wspomnienia sprzed kilku lat. Ja w wieku pięciu lat, zalewająca się łzami, a obok mnie ośmioletni Fried. Przytulał mnie i uspokajał, choć i z jego oczu płynęły łzy. Oboje stoimy nad grobem. Grobem naszej mamy.
Nagle pojawia się mężczyzna. Wysoki, potężnie zbudowany z zielonymi włosami.
Nasz ojciec.
Popycha mnie tak, że upadam, a po moich policzkach spływa jeszcze więcej łez. Fried staje w mojej obronie, ale nie na wiele się to zdaje. Nasz ojciec uderza go w twarz, a potem – nie zważając na jego krzyki protestu - przewiesza go sobie przez ramię. Mnie ściska za nadgarstek i ciągnie za sobą w kierunku domu. Lub raczej zamku. Schodzi z nami po ciężkich, kamiennych schodach i… wrzuca nas do celi.”