sobota, 16 marca 2013

Rozdział 14: Magistrala


Szybko wstałam i rozejrzałam się po okolicy. Nic się tu nie zmieniło. Byliśmy w lesie. Albo raczej na skraju lasu znajdującego się nad sporym jeziorem. Woda w nim była nieskazitelnie czysta a na niebie nie było ani jednej chmurki. Jednak po chwili zmarszczyłam brwi. Coś tu się jednak zmieniło. Nie słyszałam śpiewu ptaków, a w pobliżu nie było ani żywej duszy, co było najbardziej niepokojące. Gdy ktoś pojawia się w Magistrali nie mija kilka minut a już pojawia się jakaś istota by sprawdzić kto przybył. A zwłaszcza gdy tym kimś jest człowiek. A teraz nie ma tu nikogo. Fried i Saylen podnieśli się z ziemi i rozejrzeli się. Widziałam po ich twarzach że to miejsce wywarło na nich wrażenie. Nie dane mi było jednak nic powiedzieć bo niespodziewanie zostałam powalona przez kulkę futra, która skoczyła na mnie i sią rozpędu powaliła mnie na ziemie. Był to wilkołak. Był jak normalny wilk z tym że był dwa razy mniejszy  i miał niewielkie różnice. Od razu poznałam, że to mały wilkołak, jeszcze dziecko. Małe wilkołaki są dwa razy mniejsze od normalnych wilków, za to dorosłe osobniki są dwa razy większe. Mały uśmiechnął się szeroko i zawołał
- Freya-san! Wróciłaś!
Na początku go nie poznałam, ale już po chwili na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech
- Tachi!? To ty!? Zmieniłeś się!
Była to szczera prawda. Choć nadal był dzieckiem to był nieco większy niż ostatnim razem, a jego brązowe futro było gęstsze. Do tego jego łapy były nieco dłuższe. Mały  zeskoczył ze mnie i zamerdał ogonem niczym pies.
- Freya-san! Tęskniłem za tobą!
- Ja za tobą też mój mały wilczku! – Wzięłam go na ręce i przytuliłam mocno.
- Tachi! Dawno się nie widzieliśmy! – Ribu podbiegł do nas i trącił wilkołaka nosem. Mały zeskoczył z moich rąk i spojrzał na niego z dołu.
- Ribu- san! – mówiąc to podbiegł do niego i przytulił się do jego łapy. Wtedy też zobaczył Frieda i Saylena. Tachi spłoszy się nieco i schował się za mną. Zaśmiałam się i wzięłam go na ręce, a później podeszłam do chłopaków
- Nie bój się Tachi. To jest Fried, mój brat, a ten obok to Saylen, mój przyjaciel.
Chłopcy uśmiechnęli się do wilkołaka trochę niepewnie. Mały przyglądał się im przez chwilę, a później zeskoczył na ziemię i podbiegł do nich. Najpierw podszedł do Frieda. Ten nieco niepewnie kucnął i spojrzał na małego wilkołaka
- Jesteś bratem Freyi-san? – zapytał Tachi przekrzywiając głowę
- Zgadza się. – Fried uśmiechnął się do niego lekko – Jestem Fried, a ty Tachi, tak?
- Tak. Ja nie mam żadnego rodzeństwa. Mam całą masę kuzynów i kuzynek, ale rodzeństwa nie mam. A chciałbym! Ale nie martwię się! Freya-san jest jak moją siostrą! A Ribu-san jest moim bratem! Hmm… - Tachi oparł przednie łapy o kolano Frieda i przyjrzał mu się bliżej –  Skoro Freya-san jest moją siostrą, to ty możesz być moim bratem. Chcesz być moim nowym bratem Fried-san!? – Na pyszczku Tachi’ego pojawił się taki promienny uśmiech, że aż nie mogłam się cicho nie zaśmiać. Fried najwyraźniej trochę zaskoczony tym pytaniem, nie odpowiadał dość długo tylko patrzył na małego zdziwiony, a ten tylko wpatrywał się w niego wyczekująco. W końcu Fried odezwał się
- Yyy… jasne. Czemu nie?
- Hura! – Krzyknął Tachi i skoczył na Frieda tak, że ten stracił równowagę i wywalił się na ziemię. Fried uśmiechnął się i westchnął, a ja parsknęłam śmiechem, natomiast Saylen zaczął się śmiać. Wtedy Tachi zwrócił uwagę na blondyna. Zeskoczył z Frieda i stanął przed blondynem. Saylen kucnął i spojrzał na niego z uśmiechem, a Tachi przekrzywił lekko głowę
- Co ci się stało w oko?
- Ah! – Saylen uśmiechnął się lekko i dotknął swojego lewego oka przez które przechodziła blizna i które cały czas miał zamknięte – to mała pamiątka po bardzo ciężkiej walce.
- A z kim walczyłeś? Wygrałeś? – zaciekawił się Tachi. Uśmiech znikł z mojej twarzy i spojrzałam szybko na Saylena. Wiedziałam, że nie lubi tego wspominać. I właściwie wcale mu się nie dziwię.  Jednak ku mojemu zdziwieniu blondyn w dalszym ciągu się uśmiechał. Pogłaskał Tachi’ego po główce i powiedział
- Walczyłem z bardzo złym człowiekiem. Był bardzo silny. Ale wygrałem. Udało mi się go pokonać
- Zabiłeś go?
- Dosyć Tachi. – Ucięłam szybko i wzięłam małego wilkołaka na ręce. Saylena powoli się wyprostował, posłał mi uśmiech i pokręcił głową. Spojrzałam na niego smutno ale nie odezwałam się. Tachi spojrzał na mnie i już chciał coś powiedzieć ale nagle usłyszałam głęboki szyderczy głos dobiegający z góry
- No proszę, proszę! Kogo me oczy widzą!
Szybko spojrzałam w górę. Nad nami szybowało duże stworzenie podobne do smoka. Miał dziesięć metrów długości, skrzydła nietoperza i ogon zakończony żądłem skorpiona.  Był to Wywern.
- Vea… - syknęłam mrużąc oczy. Tachi przylgnął do mnie i czułam, że się trzęsie. Ribu szybko podbiegł do mnie i schował się za mną. Saylen i Fried stanęli koło mnie i nie ufnie przyglądali się Wywernowi. Ten na ich widok prychnął i powiedział gniewnie
- Nie dość że masz czelność tu wracać to jeszcze przyprowadzasz że sobą innych ludzi – w tym momencie Vea przestał krążyć nad nami. Przyspieszył i w mgnieniu oka znalazł się na ziemi wywołując przy tym olbrzymi podmuch wiatru. Jego pysk był teraz tylko o kilka centymetrów od mojej twarzy. Saylen i Fried drgnęli niespokojnie, a Ribu i Tachi jeszcze bardziej do mnie przylgnęli. Jednak ja nie ruszyłam się ani o centymetr. Vea przeszył mnie wzrokiem i syknął
- To nie jest miejsce dla ludzi. Ani dla jakichś pokracznych stworzeń! – Vea spojrzał na Ribu z gniewem w oczach, a ten tylko jeszcze bardziej się za mną skulił. Skrzyżowałam ręce i spojrzałam na Wywerna złośliwie
- W takim razie co ty tu jeszcze robisz?
Vea zwęził oczy i jeszcze bardziej przybliżył pysk do mojej twarzy. Nagle tuż przed jego nosem przeleciała strzała i wbiła się w jedno z drzew. Wywern odsunął się gwałtownie i spojrzał w stronę z której nadleciała strzała. Ja także spojrzałam w tamto miejsce i na mojej twarzy pojawił się uśmiech nad którym nie byłam w stanie zapanować. Zobaczyłam wysokiego centaura z uniesionym do góry łukiem. Jego końska część była całkiem biała, a ludzka wyglądała jak opalona na słońcu. Na plecach miał zawieszony kołczan ze strzałami, a do końskiego grzbietu przymocowany miał miecz. Włosy miał długie i brązowe, związane w kitkę.
- Vea… lepiej się stąd ulotnij. To nie jest twój teren. Uciekaj stąd albo inaczej pogadamy. – Gdy centaur to mówił już celował w Wywerna następną strzałą. Nawet nie zauważyłam kiedy wyjął ją z kołczanu. Vea tylko prychnął i wzbił się w powietrze. Już po chwili nie było po nim śladu. Centaur odłożył strzałę i zawiesił sobie łuk na ramieniu. Podbiegłam do niego i zawołałam
- Felix! Miło cię widzieć!
- Też się cieszę się że cię widzę Freya. Co nakłoniło cię do powrotu?
Uśmiech zszedł mi z twarzy. Spojrzałam na niego poważnie i powiedziałam
- Słyszałam o tym co tu się dzieje. Czy to prawda że Sebastian zniknął?
Centaur westchnął i powiedział
 -Niestety tak. Do tego te przeklęte Korredy  zaczęły się panoszyć. My centaury, oraz pare innych stworzeń próbujemy je powstrzymać ale niestety nie idzie nam zbyt dobrze. Korredy są brutalne. Nie obyło się niestety bez ofiar.
- Czy ktoś zginął?
- Niestety tak.
- A co z resztą, nie walczą? Przecież gdyby wszyscy się zebrali… byłoby was więcej!
 - Boją się. Na początku prawie wszyscy chcieli walczyć. Ale… niektórzy tacy jak Mantykora stanęli po stronie Korredów… Jednorożce zrezygnowały z walki po tym jak Korredy zabiły Maxarisa…
- Z…zabiły go? – Szepnęłam z przerażeniem. Znałam Maxarisa, był on przywódcą Jednorożców.  Był już dość stary ale bardzo silny. Mądry i spokojny, a przy tym bardzo uczciwy.
- Niestety tak… Selkie i Nessie się boją… Rok został poważnie ranny… Syreny się nie wtrącają…gdyby tylko wszyscy chcieli walczyć… może wtedy by się udało…
- Nie próbowaliście ich namówić?
- Próbowaliśmy… ale nie udało się. Po za tym nie mamy dostępu do niektórych stworzeń, choćby do Syren. Sam już nie wiem co mamy robić.
Patrzyłam na niego przez chwilę, a później kucnęłam i położyłam Tachiego na ziemi
- Tachi… wracaj do wilkołaków.
- Ale Freya-san…
 Położyłam rękę na głowie małego wilkołaka i uśmiechnęłam się
- Rób co mówię Tachi. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Tachi po chwili wahania pożegnał się ze mną i pobiegł przed siebie. Wstałam powoli i spojrzałam na centaura
- Felix… zabierz mnie do reszty centaurów. Muszę porozmawiać z waszym wodzem.
On wydawał się lekko zaskoczony, ale później powiedział
- No dobrze… - po tych słowach odwrócił się do mnie bokiem i powiedział – Wsiadaj. Będzie szybciej
Jednak ja pokręciłam głową
- Jak wiedziesz nie jestem sama – Tutaj kciukiem wskazałam na stojących kawałek za mną chłopaków którzy do tej pory siedzieli cicho. Podeszli do nas, a Felix przyjrzał im się uważnie
- To jest Fried, mój brat, a to Saylen mój przyjaciel. Fried, Saylen, to Felix – Przedstawiłam ich. Centaur przez chwilę przyglądał się im uważnie po czym wyciągnął do nich dłoń. Oni po kolein uścisnęli ją.
- W normalnych warunkach zapewne nie przywitałbym was tak miło, ale skoro sprowadziła was Freya… w takim razie musicie być godni zaufania. – powiedział centaur uśmiechając się lekko. Chłopcy spojrzeli po sobie zdziwieni, a później przenieśli wzrok na mnie. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. Po chwili jednak przybrałam poważny wyraz twarzy i zwróciłam się do centaura
- Ruszajmy. Prowadź Felix!

W następnym rozdziale:

Na końcu polany stał dobrze zbudowany centaur o ciemnej karnacji. Jego końska połowa była czarna a włosy miał koloru rdzy. Ręce cały czas trzymał splecione na piersi a wyraz jego twarzy pozostawał surowy. Groźnego wyglądu dodawały mu też liczne blizny na ciele. Felix uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Nie czekając na nic poszłam za nim. Ribu szedł tuż obok mnie, a Fried i Saylen po chwili wahania ruszyli za nami. Wszystkie centaury przyglądały nam się uważnie. Gdy dodarliśmy na koniec polany Felix pokłonił się klękając na jedno kolano. Ja od razu zrobiłam to samo, a Ribu opadł na przednie łapy i schylił głowę. Saylen i Fried widząc co robię także szybko zrobili to samo. Rudowłosy centaur rzucił okiem na Felixa a później powoli podszedł do mnie, stanął nade mną i spojrzał na mnie z góry. Saylen i Fried poruszyli się nie spokojnie i wyczułam że wpatrują się we mnie.”