czwartek, 30 sierpnia 2012

Prolog



Niebo było już całkowicie zachmurzone i pierwsze krople deszczu kapały na ziemię, w chwili kiedy stanęłam przed drzwiami wielkiego budynku. Była to najsilniejsza gildia w Fiore: FairyTail. Zanim tu dotarłam minęło bardzo dużo czasu. A jeszcze dłużej zajęło mi okrycie, że ten idiota - ten mój braciszek od siedmiu boleści - tu jest! Ten imbecyl, który przez lata nie dawał znaku życia, który zostawił mnie samą z naszym „ukochanym” ojczulkiem! Ehh… Tak naprawdę, w głębi serca wiedziałam, że nie miał wyboru. Gdyby dłużej tam został nasz ojciec wkrótce by go zabił. Ale mógł chociaż dać jakiś znak życia do cholery!
Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę, poprawiłam szelkę od plecaka i przekroczyłam próg gildii. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kręciło się tam mnóstwo ludzi, ale póki co nikt nie zwracał na mnie uwagi. Mą uwagę przykuł za to bar i siedzący na blacie mały staruszek. Mężczyzna żywo rozmawiał ze stojącą za barem białowłosą dziewczyną. Od razu poznałam w nim mistrza tej gildii.
Raźnym krokiem ruszyłam w stronę baru. Gdy przechodziłam przez pomieszczenie wzrok niektórych spoczął na mnie. Nie zwracałam na nich uwagi, tylko stanęłam przed barem.
- Mistrz Macarov? – zapytałam.
Staruszek spojrzał na mnie i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Tak to ja! W czym mogę ci pomóc?
Szybkim ruchem ręki zdjęłam kaptur z głowy, tym samym oswobadzając moje włosy . Pasma moich zielonych włosów opadły na ramię. Poprawiłam grzywkę – spiętą po lewej stronie spinką w kształcie złotej błyskawicy -  i wzięłam głęboki oddech.
- Szukam pewnej osoby, doszły mnie słuchy że jest członkiem tej gildii. Nazywam się Freya i szukam mojego brata Frieda Justin’a.