Tak wiem... notki nie było prawie miesiąc. Ale wiecie... wena ^^'' Ale mam dobrą wiadomość! Moja wena jako tak wróciła więc następna notka powinna pojawi się szybciej! A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania! I przepraszam, że musieliście tyle czekać! ^^
***
Zbiegliśmy z Wróżkowego Wzgórza i szybko pobiegliśmy
przed siebie. Jednak gdy przebiegałam obok Fairy Tail zatrzymał mnie głos
- Freya!? A gdzie ci się
tak spieszy!?
Odwróciłam się i ujrzałam Saylena, do którego po
chwili dołączył Fried. Spojrzałam na nich i przygryzłam lekko dolną wargę. Nie
mogę im powiedzieć gdzie idę. Niespodziewanie jednak odezwał się Ribu
- Idziemy do Magistrali!
Obaj rozszerzyli oczy ze zdumienia ( choć w przypadku
Saylena było to tylko jedno oko) i spojrzeli na mnie z szokiem. Ja natomiast
posłałam Ribu mordercze spojrzenie i syknęłam przez zęby
- Ribu! Zapominałeś, że
istnienie Magistrali to tajemnica?
Ribu opuścił uszy i zrobił skruszoną minę
- Przepraszam Freya-san…
wymsknęło mi się…
- No już, dobra… - spojrzałam na dwójkę wciąż zaszokowanych
chłopaków i powiedziałam – nikomu nie możecie o tym powiedzieć, słyszycie!?
Pierwszy otrząsnął się Fried. Zrobił krok w moją
stronę i zawołał chyba trochę głośniej niż zamierzał
- Ale Freya… Magistrala!?
Przecież to tylko legenda! To miejsce nie istnieje!
Spojrzałam mu w oczy i bez wahania powiedziałam
- Istnieje.
- Skąd wiesz?
Spojrzałam na Saylena. Był całkowicie spokojny, ale
przyglądał mi się uważnie. Westchnęłam i powiedziałam
- Skąd? Byłam tam.
- Byłaś tam!? – Zawołał
Fried. Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie i rozejrzałam się. To tajemnica a ten
drze się na całą ulicę
- Możemy porozmawiać o tym
gdzie indziej i kiedy indziej? – syknęłam przez zęby – śpieszę się.
- Opowiesz nam o wszystkie
w drodze – rzucił spokojnie Saylen. Spojrzałam na niego lekko zdziwiona i
uniosłam jedną brew
- W drodze? Chyba nie
myślisz, że pójdziecie tam ze mną?
- Nie myślę. Ja to wiem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie, ale ten się tym nie
przejął. Później szybko przeniosłam spojrzenie na Frieda. Patrzył na mnie
nieugiętym wzrokiem
- Argh! – warknęłam i
spojrzałam na nich zła – niech wam będzie!
Saylen i Fried spojrzeli na siebie i wymienili
uśmiechy. Spoglądałam na nich spod przymrużonych powiek, a potem mruknęłam pod
nosem
- Już zdążyliście się tak
zaprzyjaźnić?
- Najwidoczniej tak. –
Odezwał się Fried i posłał mi złośliwe spojrzenie.
- Nie ważne! Ruszajmy! –
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Chłopcy
ruszyli za mną w ciszy. Zauważyłam, że Saylen przygląda się Ribu ale o nic nie
pyta. Zapewne informacje o nim zdążyły już obejść całą gildię. Na stacji
kolejowej mieliśmy małe problemy gdyż Ribu z racji swojego wyglądu straszył
ludzi i nie chciano wpuści go do pociągu, ale w końcu jakoś nam się udało wejść
do pojazdu. Usiedliśmy w zamkniętym przedziale by nie straszyć innych
pasażerów. Usiadłam na jednym z siedzeń, Fried obok mnie, a Saylen naprzeciwko
nas. Ribu ułożył się na ziemi i właśnie wtedy zostałam zalana masą pytać o
Magistralę. Westchnęłam i zaczęłam mówić.
- Jestem pewna, że
doskonale znacie legendę o tym miejscu, a co za tym idzie wiecie jak niezwykłe
jest to miejsce. Magistrala… dawno zaginiona wyspa, na której według legendy
żyją wszystkie fantastyczne, mityczne i niespotykane stworzenia. Od Jednorożców
i Faunów przez Wilkołaki i Gorgony a
kończąc na Wywernie i Strzydze. Wszystkie te stworzenia żyją na jednej
magicznej wyspie, która jest w stanie pomieścić je wszystkie. Ta wyspa,
Magistrala… ona istnieje naprawdę. Nie jest wyłącznie legendą
- Ale Freya… według
legendy żaden człowiek nie ma tam wstępu. Więc jakim cudem ty tam byłaś? –
spytał Fried z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy. Westchnęłam i
powiedziałam.
- Po tym jak uciekłam z
zamku… ukradłam stamtąd to. – W tym momencie wyjęłam z plecaka dużą książkę
oprawioną w skurzaną okładkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na starą i
zniszczoną, ale w środku była w nienagannym stanie. Fried spojrzał na książkę,
a później na mnie nic nie rozumiejąc. Ponownie westchnęłam i mówiłam dalej – Ta
książka… jest jedyna na świecie. To jedyny jej egzemplarz. Są w niej spisane i
dokładnie opisane wszystkie stworzenia żyjące w Magistrali, oraz jest tam
opisana drogą którą można dostać się na wyspę.
Chłopcy spojrzeli na mnie z szokiem, a ja spojrzałam
na Frieda i powiedziałam
- Nie wiem skąd nasz
ojciec miał tą książkę, ale dobrze, że mu ją zabrałam. Ta książka w
niewłaściwych rękach mogła by przynieść wiele szkud. Nie wiem, czy moje ręce są właściwe… ale na pewno lepsze
niż naszego ojca. Choć… gdy ukradłam tą książkę nie wiedziałam jaka jest jej
prawdziwa wartość i moc. Ale teraz już wiem i nie mogę pozwolić by wpadła w
niepowołane ręce.
Spojrzałam najpierw na Frieda a później przeniosłam
wzrok na Saylena. Obaj wyglądali na lekko oszołomionych tym wszystkim. Mój brat
już chciał coś powiedzieć, ale ja kontynuowałam swoją wypowiedz.
- Gdy ukradłam tą książkę
nie wiedziałam do czego ona służy, ani jak ważna jest. Nie ma co się dziwić,
miałam wtedy zaledwie dwanaście lat. Wiedziałam jedynie że ma wielką moc. Nie
wiedziałam gdzie się skryć przed pościgiem który wysłał nasz ojciec więc…
skorzystałam z mapy zamieszczonej w książce. Do dziś nie wiem jakim cudem… ale
dostałam się do Magistrali. Z początku chcieli się mnie pozbyć. Znaczy… nas.
Cały czas był ze mną Ribu. Gdy uciekałam wzięłam go ze sobą. Nie mogłam go tam
zostawić – Spojrzałam na naszego futrzastego
towarzysza który podniósł łeb i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko,
jednak już po chwili uśmiech znikł z mojej twarzy, a ja podniosłam głowę i
kontynuowałam - Przywódcy
najważniejszych żyjących tam gatunków zebrali się i długo zastanawiali się co z
nami zrobić. My także tam byliśmy, ale pod czujnym okiem uzbrojonych centaurów.
Myślałam, że nas stamtąd wyrzucą lub zabiją. Ale wtedy Sebastian… Feniks i
strażnik Magistrali… ulitował się nad nami. Pozwolił nam zostać co oczywiście
wzbudziło falę sprzeciwów... ale z czasem… zostaliśmy zaakceptowani. Nie
przyszło to szybko, ale jednak się udało. Zaakceptowali nas a nawet więcej…
polubili, zaprzyjaźnili się z nami. Oczywiście nie wszyscy… niektóre z gatunków
żyjących tam są z natury złe, wredne i chamskie! Choć… i tam zdarzają się
wyjątki… ale mimo tego, że bardzo dobrze mi się tam żyło to w końcu musiałam
odejść. Nie porzuciłam swojego zamiaru… musiałam cię znaleźć – Uśmiechnęłam się
lekko i spojrzałam na Frieda. Ten posłał mi uśmiech, a ja kontynuowałam –
Spędziłam tam wiele czasu i niektórzy przywiązali się do mnie. Naprawdę nie
chciałam ich zasmucać swoim odejściem, ale nie miałam wyboru. Do teraz jestem
smutna jak przypominam sobie zrozpaczony pyszczek Tachiego, małego wilkołaka
który wyjątkowo mnie polubił. Właśnie z wilkołakami najbardziej się
zaprzyjaźniłam, to one nauczyły mnie mojej magii Wilczego Ryku. Znaczy… zaczęły
tę naukę… nauczyły mnie podstaw, a mistrz Tetsu dokończył tą naukę. –
Uśmiechnęłam się smutno na myśl o mistrzu. To przeze mnie on nie żyje. Gdyby
nie ja…
- Freya? – Odezwał się
nagle Saylen. Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego
- Tak? Mówiłeś coś?
- Pytałem, co cię skłoniło
do tak nagłego powrotu do Magistrali
Westchnęłam i powiedziałam
- Korredy… zaczęły się
rządzić. Niektórzy się do nich przyłączyli, ale większość po prostu nie chciała
wdawać się w walkę. Mimo swej potęgi większość stworzeń żyjących tam nie lubi
walczyć. Jednak Korredy… to jedne z niewielu które czerpią satysfakcję z
rządzenia innymi. A w dodatku… Sebastian zniknął. Jeden raz w roku feniks,
strażnik magistrali, oblatuje całą ziemię by znaleźć jedno odpowiednie miejsce
w którym będzie mógł się spalić, a następnego dnia odrodzić się z popiołów.
Później przez miesiąc musi zostać w miejscu w którym narodził się na nowo. Zbiera
siły i rośnie. Jednak przez te czas wszystkie inne stworzenia Magistrali śpią.
Z tym, że to powinno się zacząć dopiero podczas zimowego przesilenia, a nie
teraz. Nie wiem co się stało z Sebastianem, ale wiem jedno. Gdy go tam nie ma
Korredy sieją chaos, a przez nie cierpią inni. A ja nie mogę stać bezczynnie i
nic nie robić gdy wiem co tam się dzieje.
Na tych słowach zakończyłam. Spojrzałam po ich
twarzach z powagą. Saylen nachylił się w moją stronę i chwycił moją rękę w obie
dłonie
- Nie martw się Freya,
pomożemy ci i wszystko się jakoś ułoży.
Saylen uśmiechnął się do mnie promiennie na co ja
mimowolnie lekko się zaczerwieniłam. Jego uśmiech zawsze mnie rozbrajał. Fried
chrząknął cicho chcą zwrócić naszą uwagę na siebie. Blondyn puścił moje ręce
ale uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Mój braciszek spojrzał na niego
kątem oka, a później przeniósł wzrok na mnie.
- A właściwie gdzie
znajduje się Magistrala? Jak my się tam dostaniemy?
- To jest… ściśle tajna
informacja. Nie mogę wam powiedzieć.
- Więc jak się tam dostaniemy?
Spojrzałam na Frieda i posłałam mu łobuzerski uśmiech
- Nie martw się tym. Mam
swoje sposoby
Po tej rozmowie już zbytnio nie odzywaliśmy się do
siebie w czasie podróży. Ja cały czas zamartwiałam się o stworzenia żyjące w
Magistrali, a zarówno Fried jak i Saylen zdawali się wyczuwać moje
zdenerwowanie bo nie odzywali się. Po jakichś dwóch godzinach drogi byliśmy na
miejscu. A dokładniej byliśmy w pewnym nadmorskim miasteczku. Szliśmy wolnym
krokiem jedną z ulic. Na szczęście Ribu nie wzbudzał tak wielkiej sensacji jak
poprzednio. W tym miasteczku nie takie rzeczy się widywało.
- I co teraz? – Spytał
Saylen.
Westchnęłam cicho i powiedziałam
- Trzeba czekać. Dopiero
wieczorem będziemy mogli ruszyć do Magistrali. A to… - nagle zamilkłam i
stanęłam jak wryta. W tłumie… zobaczyłam znaną mi sylwetkę pewnej osoby. Te
same długie zielone włosy, ten sam krok i tak samo dziwaczne ciuchy jak zawsze.
Przetarłam oczy, a gdy je otworzyłam już go nie widziałam. Jednak okazało się,
że wcale nie zwariowałam, bo nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam
się i spojrzałam na Frieda. Patrzył przed siebie lekko rozszerzonymi oczami.
Patrzył dokładnie w to miejsce w którym go dostrzegłam
- Freya…
Kiwnęłam głową i powiedziałam
- Też go widziałam… ale to
nie możliwe!
- Przekonajmy się!
Nie czekając na
nic Fried ruszył przed siebie, a ja chwilę później pognałam za nim. Odwróciłam
się jeszcze do zdezorientowanego Saylena i zawołałam.
- Zajmij się Ribu!
Niedługo wrócimy!
Nie czekając na reakcję blondyna, odwróciłam się z
powrotem i przyśpieszyłam. Gdy w końcu udało mi się dogonić Frieda, mój
braciszek stał koło jakiegoś zaułka i dyszał lekko.
- Nie ma go… musiało nam
się zdawać…
- Ale… nam obojgu!? W tym
samy czasie!? – zawołałam. Przecież to jest naprawdę mało prawdopodobne że
obydwoje się przewidzieliśmy!
- Wiem Freya że to dziwne…
ale jeszcze dziwniejsza jest myśl, że Ferris wrócił zza grobu!
- Ale przecież… oboje go
widzieliśmy… - rzekłam cicho. Mimowolnie w moim sersu rozpaliła się mała
iskierka nadziei, która jednak szybko została zdeptana przez brutalną
rzeczywistość. Ferris nie żyje od dobrych kilkunastu lat i nie ważne jak bardzo
chciałabym, żeby tu był nic nie zmieni tego, że go już nie ma. A jednak… przez
to wszystko w mojej głowie na powrót zaczęły się pojawiać obrazy
przedstawiające wysokiego zielonowłosego chłopaka starszego ode mnie o kilka
lat. Zawsze był roześmiany, nigdy na nikogo nie był zły i zawsze płatający
wszystkim figle. Nagle w mojej głowie zapaliła się czerwona żarówka
- Chwila… Fried…
powiedzieli nam, że nie żyje, ale tak naprawdę nigdy nie widzieliśmy jego
ciała. Ani nie było żadnego pogrzebu… nie uważasz, że to dziwne?
- Ale czemu mieliby
kłamać? Co zyskali by usuwając Ferrisa?
- Zastanów się! Kto nam to
powiedział?! Ci parszywi sługusi naszego ojca! Mogę się założyć, że to oni mu
coś zrobili! Nasz ojciec miał już dość udawania „szczęśliwej rodzinki” gdy
tylko Ferris nas odwiedzał! Miał tego dość! Zawsze po wizycie Ferrisa był
jeszcze bardziej wściekły niż zwykle! Powiedzieli nam, że nie żyje żeby to
wszystko zakończyć!
Fried w tej chwili uderzył pięścią w ścianę budynku
obok którego stał
- A my w to uwierzyliśmy…
jak mogłem uwierzyć tym parszywym draniom! Jaki ja jestem głupi!
- Czyli Ferris żyje! –
krzyknęłam uradowana
- Czekaj… tego nie wiemy.
Możliwe że naprawdę nam się przewidziało. Nie zapominaj jakie kreatury służą
naszemu ojcu. Nie wiadomo czy Ferissowi udało się im uciec
- Widzieliśmy go! To jest
wystarczający dowód!
- No dobra… załóżmy że tu
był. Jak go znajdziemy?
- Chyba nie będziecie
musieli!
Oboje odwróciliśmy się gwałtownie. Przed nami stał
wysoki chłopak o długich zielonych włosach związanych w wysoką kitkę. Nos
przecinała mu długa zakrzywiona blizna, a oczy błyszczały mu pięknym zielonym
kolorem. Na sobie miał… jak zawsze dziwaczne ciuchy. Czarne długie „alladynki”
z białymi krzyżykami. Wysokie białe buty z czarnymi krzyżykami. Do tego miał
jasnozieloną bluzkę ze srebrnymi mankietami, a na to czarny… płaszcz, który od
tyły przypominał trochę frak i z tego co zauważyłam przymocowana do niego była
złota kokarda. Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogąc się powstrzymać pisnęłam
głośno
- Ferris!!!
Po tych słowach rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam
mocno. On objął mnie z uśmiechem i zażartował
- Freyuś nie tak gwałtownie
bo mi kości połamiesz!
- Ty idioto! – Puściłam go
i otarłam pojedynczą łzę która miała czelność znaleźć się w moim oku – nawet
nie wiesz jak za tobą tęskniłam!
Ferris zaśmiał się głośno i spojrzał na mojego brata.
Przybrał na twarzy udawane zaskoczenie i przyłożył sobie dłoń do czoła
- Fried czy to ty!? Ależ
się zmieniłeś! Już nie jesteś tym małym dzieciakiem, którego znałem!
Fried westchnął i pokręcił głową z politowaniem, ale
cały efekt zepsuł szeroki uśmiech który gościł na jego twarzy
- A ty za to nadal jesteś
tym nieznośnym i upierdliwym kuzynem którego znałem.
- Oh daj spokój bo się
zarumienię! – Ferris machnął ręką i uśmiechnął się szeroko. Fried parsknął
śmiechem i podszedł do nas by przywitać się z naszym kuzynkiem.
- Ferris! – zawołałam gdy
ci dwaj w końcu przestali się witać (czemu towarzyszyły nieustanne
przekomarzania. Oni tak zawsze) – Co się z tobą działo przez tyle lat? Gdzieś
ty się podziewał?
Ferris skrzywił się z wyraźnym niesmakiem i powiedział
- Faust… wasz ojciec wmówił
mi że nasza rodzinna potęga upada. Wysłał mnie w „podróż” do innego państwa by
spotkać się z jakąś ważną osobistością. A gdy wyruszyłem posłał za mną tych
swoich nędznych sługusów by się mnie pozbyli! Domyślałem się że może spróbować
czegoś takiego więc byłem gotowy. Już od dłuższego czasu podejrzewałem że on
wcale nie jest dla was takim „kochającym ojczulkiem” jakiego udawał gdy tylko
się tam pojawiałem. Faust nie jest zbyt dobrym aktorem. Od razu było widać że
coś jest nie tak. A on doskonale wiedział, że gdy ja się dowiem co wam robi nie
zostawię tak tego. Niestety… gdy pokonałem sługusów Fausta chciałem jak
najszybciej wrócić. Ale było za późno. Wiecie że w naszej rodzince nikt
specjalnie za mną nie przepadał. Więc nikomu nie było trudno pogodzić się informacją
którą rozpuścił wasz ojciec. Że jestem zdrajcą. Że wykradłem sekrety naszej
rodziny i że mam zamiar je sprzedaż naszym wrogom. Sami rozumiecie że gdybym
tylko pokazał się na oczy komuś z naszej rodziny od razu doszłoby do walki.
Więc cały czas musiałem się ukrywać. I.. i dlatego nie byłem w stanie wam
pomóc. Przepraszam… - Ferris skończył swoją wypowiedz i spuścił głowę. Zacisnął
pięści i zadrżał nieznacznie. Rzuciłam Friedowi szybkie spojrzenia, a później
uśmiechnęła się i położyłam dłoń na ramieniu
Ferrisa. On podniósł głowę i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach
- Daj spokój Ferris. To
przecież nie była twoja wina. Sam nie miałeś lepiej niż my. A my jak widzisz
poradziliśmy sobie. I mamy się całkiem dobrze!
Fried kiwnął głową na potwierdzenie moich słów i
uśmiechnął się. Ferris uśmiechnął się do nas i powiedział
- Nawet nie wiesz jak mnie
to cieszy.
Posłałam mu
szeroki uśmiech i nagle uświadomiłam sobie coś istotnego. Słońce. Prawie ogóle
nie było go już widać, a wszędzie robiło się już naprawdę ciemno. Cholera
jasna! Straciłam rachubę czasu! Musimy natychmiast ruszać do Magistrali!
Spojrzałam na Frieda ze zdenerwowaniem i powiedziałam
- Fried biegnij szybko po
Saylena i Ribu! Nie mamy czasu! Musimy jak najszybciej ruszać!
Mój brat kiwnął tylko głową i bez zbędnych pytań
pobiegł po tamtą dwójkę. Spojrzałam na Ferrisa i powiedziałam szybko
- Przepraszam cię, ale
teraz naprawdę nie mamy czasu. Musimy jak najszybciej udać się w pewne miejsce.
Ale nie martw się! Niedługo znowu się spotkamy i wtedy porozmawiamy na
spokojnie! Postaramy się wrócić jak najszybciej.
Ferris spojrzał tylko na mnie i zadał jedno pytanie
- Gdzie was znajdę?
- Gildia Fairy Tail. Tam
będziemy gdy już uda nam się wszystko załatwić
Mój kuzyn kiwnął głową i przytulił mnie szybko, a
później posłał mi uśmiech. Odwzajemniłam gest a później szybko się z nim
pożegnałam i pognałam przez miasteczko. Nie minęło kilka minut a już byłam poza
murami miasteczka. Biegłam teraz prosto w stronę lasu rosnącego nieopodal.
Wbiegłam do niego i przebiegłam kilka metrów a później stanęłam. Wzięłam
głęboki oddech i rozejrzałam się. Musiałam być teraz bardzo ostrożna by nie
pomylić drogi. Po kilku minutach w końcu go znalazłam. Wysoki stary dąb rosnący
w samym centrum lasu. Uśmiechnęłam się i przyłożyłam dłoń do drzewa. Spojrzałam
w niebo i skrzywiłam się lekko. Nie zostało za wiele czasu. Oby chłopcy
zdarzyli. Wiedziałam że Ribu szybciej znajdzie to miejsce niż ja ale jednak
miałam obawy. Jednak na szczęście chwilę później pojawił się Ribu a zaraz za
nim Saylen i Fried.
- Zdążyliście w samą porę.
– Uśmiechnęłam się do nich, a później powiedziałam już bardziej stanowczo
- Stańcie za mną
Bez zadawania pytań zrobili co kazałam. Przyłożyłam
obie dłonie do drzewa i zamknęłam oczy.
- Złapcie mnie za ramiona.
– powiedziałam szybko i poczułam jak Ribu oplątuje swój ogon wokół mojej nogi.
Nie czekając na nic zaczęłam mówić.
Centaur z Faunem, Faun z Syreną
Światy nasze wnet zamienią
Wśród tych stworzeń chcę się
zjawić
I zamiary swe objawić.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa podłoże pod moimi
stopami zaczęło lśnić niebieskim światłem. Poczułam jak świat wiruje. W
ostatniej chwili Fried i Saylen chwycili mnie za ramiona. Wszystko zawirowało
wokół niebieską mgłą. Czułam się jakby ktoś mną zakręcił. Nagle wszystko ustało
a ja przeżyłam niemiłe spotkanie z podłogą. Jęknęłam i podniosłam się do siadu.
Zauważyłam, że moi towarzysze mieli równie „miłe” lądowanie. Rozejrzałam się i
uśmiechnęłam się. Udało się! Jesteśmy w Magistrali!
W następnym rozdziale:
„- Co ci się stało w oko?
- Ah! – Saylen uśmiechnął
się lekko i dotknął swojego lewego oka przez które przechodziła blizna i które
cały czas miał zamknięte – to mała pamiątka po bardzo ciężkiej walce.
- A z kim walczyłeś?
Wygrałeś? – zaciekawił się Tachi. Uśmiech znikł z mojej twarzy i spojrzałam
szybko na Saylena. Wiedziałam, że nie lubi tego wspominać. I właściwie wcale mu
się nie dziwię. Jednak ku mojemu
zdziwieniu blondyn w dalszym ciągu się uśmiechał. Pogłaskał Tachi’ego po główce
i powiedział
- Walczyłem z bardzo złym
człowiekiem. Był bardzo silny. Ale wygrałem. Udało mi się go pokonać
- Zabiłeś go?
- Dosyć Tachi. – Ucięłam
szybko i wzięłam małego wilkołaka na ręce. Saylena powoli się wyprostował,
posłał mi uśmiech i pokręcił głową. Spojrzałam na niego smutno ale nie
odezwałam się. Tachi spojrzał na mnie i już chciał coś powiedzieć ale nagle
usłyszałam głęboki szyderczy głos dobiegający z góry
- No proszę, proszę! Kogo
me oczy widzą! „