Szybko wstałam i
rozejrzałam się po okolicy. Nic się tu nie zmieniło. Byliśmy w lesie. Albo
raczej na skraju lasu znajdującego się nad sporym jeziorem. Woda w nim była
nieskazitelnie czysta a na niebie nie było ani jednej chmurki. Jednak po chwili
zmarszczyłam brwi. Coś tu się jednak zmieniło. Nie słyszałam śpiewu ptaków, a w
pobliżu nie było ani żywej duszy, co było najbardziej niepokojące. Gdy ktoś
pojawia się w Magistrali nie mija kilka minut a już pojawia się jakaś istota by
sprawdzić kto przybył. A zwłaszcza gdy tym kimś jest człowiek. A teraz nie ma
tu nikogo. Fried i Saylen podnieśli się z ziemi i rozejrzeli się. Widziałam po
ich twarzach że to miejsce wywarło na nich wrażenie. Nie dane mi było jednak
nic powiedzieć bo niespodziewanie zostałam powalona przez kulkę futra, która
skoczyła na mnie i sią rozpędu powaliła mnie na ziemie. Był to wilkołak. Był
jak normalny wilk z tym że był dwa razy mniejszy i miał niewielkie różnice. Od razu poznałam,
że to mały wilkołak, jeszcze dziecko. Małe wilkołaki są dwa razy mniejsze od
normalnych wilków, za to dorosłe osobniki są dwa razy większe. Mały uśmiechnął
się szeroko i zawołał
- Freya-san! Wróciłaś!
Na początku go nie poznałam, ale już po chwili na
mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech
- Tachi!? To ty!?
Zmieniłeś się!
Była to szczera prawda. Choć nadal był dzieckiem to
był nieco większy niż ostatnim razem, a jego brązowe futro było gęstsze. Do
tego jego łapy były nieco dłuższe. Mały
zeskoczył ze mnie i zamerdał ogonem niczym pies.
- Freya-san! Tęskniłem za
tobą!
- Ja za tobą też mój mały
wilczku! – Wzięłam go na ręce i przytuliłam mocno.
- Tachi! Dawno się nie
widzieliśmy! – Ribu podbiegł do nas i trącił wilkołaka nosem. Mały zeskoczył z
moich rąk i spojrzał na niego z dołu.
- Ribu- san! – mówiąc to
podbiegł do niego i przytulił się do jego łapy. Wtedy też zobaczył Frieda i
Saylena. Tachi spłoszy się nieco i schował się za mną. Zaśmiałam się i wzięłam
go na ręce, a później podeszłam do chłopaków
- Nie bój się Tachi. To
jest Fried, mój brat, a ten obok to Saylen, mój przyjaciel.
Chłopcy uśmiechnęli się do wilkołaka trochę niepewnie.
Mały przyglądał się im przez chwilę, a później zeskoczył na ziemię i podbiegł
do nich. Najpierw podszedł do Frieda. Ten nieco niepewnie kucnął i spojrzał na
małego wilkołaka
- Jesteś bratem Freyi-san?
– zapytał Tachi przekrzywiając głowę
- Zgadza się. – Fried
uśmiechnął się do niego lekko – Jestem Fried, a ty Tachi, tak?
- Tak. Ja nie mam żadnego
rodzeństwa. Mam całą masę kuzynów i kuzynek, ale rodzeństwa nie mam. A
chciałbym! Ale nie martwię się! Freya-san jest jak moją siostrą! A Ribu-san
jest moim bratem! Hmm… - Tachi oparł przednie łapy o kolano Frieda i przyjrzał
mu się bliżej – Skoro Freya-san jest
moją siostrą, to ty możesz być moim bratem. Chcesz być moim nowym bratem
Fried-san!? – Na pyszczku Tachi’ego pojawił się taki promienny uśmiech, że aż
nie mogłam się cicho nie zaśmiać. Fried najwyraźniej trochę zaskoczony tym
pytaniem, nie odpowiadał dość długo tylko patrzył na małego zdziwiony, a ten tylko
wpatrywał się w niego wyczekująco. W końcu Fried odezwał się
- Yyy… jasne. Czemu nie?
- Hura! – Krzyknął Tachi i
skoczył na Frieda tak, że ten stracił równowagę i wywalił się na ziemię. Fried
uśmiechnął się i westchnął, a ja parsknęłam śmiechem, natomiast Saylen zaczął
się śmiać. Wtedy Tachi zwrócił uwagę na blondyna. Zeskoczył z Frieda i stanął
przed blondynem. Saylen kucnął i spojrzał na niego z uśmiechem, a Tachi
przekrzywił lekko głowę
- Co ci się stało w oko?
- Ah! – Saylen uśmiechnął
się lekko i dotknął swojego lewego oka przez które przechodziła blizna i które
cały czas miał zamknięte – to mała pamiątka po bardzo ciężkiej walce.
- A z kim walczyłeś?
Wygrałeś? – zaciekawił się Tachi. Uśmiech znikł z mojej twarzy i spojrzałam
szybko na Saylena. Wiedziałam, że nie lubi tego wspominać. I właściwie wcale mu
się nie dziwię. Jednak ku mojemu
zdziwieniu blondyn w dalszym ciągu się uśmiechał. Pogłaskał Tachi’ego po główce
i powiedział
- Walczyłem z bardzo złym
człowiekiem. Był bardzo silny. Ale wygrałem. Udało mi się go pokonać
- Zabiłeś go?
- Dosyć Tachi. – Ucięłam
szybko i wzięłam małego wilkołaka na ręce. Saylena powoli się wyprostował,
posłał mi uśmiech i pokręcił głową. Spojrzałam na niego smutno ale nie
odezwałam się. Tachi spojrzał na mnie i już chciał coś powiedzieć ale nagle
usłyszałam głęboki szyderczy głos dobiegający z góry
- No proszę, proszę! Kogo
me oczy widzą!
Szybko spojrzałam w górę. Nad nami szybowało duże
stworzenie podobne do smoka. Miał dziesięć metrów długości, skrzydła nietoperza
i ogon zakończony żądłem skorpiona. Był
to Wywern.
- Vea… - syknęłam mrużąc
oczy. Tachi przylgnął do mnie i czułam, że się trzęsie. Ribu szybko podbiegł do
mnie i schował się za mną. Saylen i Fried stanęli koło mnie i nie ufnie
przyglądali się Wywernowi. Ten na ich widok prychnął i powiedział gniewnie
- Nie dość że masz
czelność tu wracać to jeszcze przyprowadzasz że sobą innych ludzi – w tym
momencie Vea przestał krążyć nad nami. Przyspieszył i w mgnieniu oka znalazł
się na ziemi wywołując przy tym olbrzymi podmuch wiatru. Jego pysk był teraz
tylko o kilka centymetrów od mojej twarzy. Saylen i Fried drgnęli niespokojnie,
a Ribu i Tachi jeszcze bardziej do mnie przylgnęli. Jednak ja nie ruszyłam się
ani o centymetr. Vea przeszył mnie wzrokiem i syknął
- To nie jest miejsce dla
ludzi. Ani dla jakichś pokracznych stworzeń! – Vea spojrzał na Ribu z gniewem w
oczach, a ten tylko jeszcze bardziej się za mną skulił. Skrzyżowałam ręce i
spojrzałam na Wywerna złośliwie
- W takim razie co ty tu
jeszcze robisz?
Vea zwęził oczy i jeszcze bardziej przybliżył pysk do
mojej twarzy. Nagle tuż przed jego nosem przeleciała strzała i wbiła się w
jedno z drzew. Wywern odsunął się gwałtownie i spojrzał w stronę z której
nadleciała strzała. Ja także spojrzałam w tamto miejsce i na mojej twarzy
pojawił się uśmiech nad którym nie byłam w stanie zapanować. Zobaczyłam
wysokiego centaura z uniesionym do góry łukiem. Jego końska część była całkiem
biała, a ludzka wyglądała jak opalona na słońcu. Na plecach miał zawieszony
kołczan ze strzałami, a do końskiego grzbietu przymocowany miał miecz. Włosy
miał długie i brązowe, związane w kitkę.
- Vea… lepiej się stąd
ulotnij. To nie jest twój teren. Uciekaj stąd albo inaczej pogadamy. – Gdy
centaur to mówił już celował w Wywerna następną strzałą. Nawet nie zauważyłam
kiedy wyjął ją z kołczanu. Vea tylko prychnął i wzbił się w powietrze. Już po
chwili nie było po nim śladu. Centaur odłożył strzałę i zawiesił sobie łuk na
ramieniu. Podbiegłam do niego i zawołałam
- Felix! Miło cię widzieć!
- Też się cieszę się że
cię widzę Freya. Co nakłoniło cię do powrotu?
Uśmiech zszedł mi z twarzy. Spojrzałam na niego
poważnie i powiedziałam
- Słyszałam o tym co tu
się dzieje. Czy to prawda że Sebastian zniknął?
Centaur westchnął i powiedział
-Niestety tak. Do tego te przeklęte
Korredy zaczęły się panoszyć. My
centaury, oraz pare innych stworzeń próbujemy je powstrzymać ale niestety nie
idzie nam zbyt dobrze. Korredy są brutalne. Nie obyło się niestety bez ofiar.
- Czy ktoś zginął?
- Niestety tak.
- A co z resztą, nie
walczą? Przecież gdyby wszyscy się zebrali… byłoby was więcej!
- Boją się. Na początku prawie wszyscy chcieli
walczyć. Ale… niektórzy tacy jak Mantykora stanęli po stronie Korredów… Jednorożce
zrezygnowały z walki po tym jak Korredy zabiły Maxarisa…
- Z…zabiły go? – Szepnęłam
z przerażeniem. Znałam Maxarisa, był on przywódcą Jednorożców. Był już dość stary ale bardzo silny. Mądry i
spokojny, a przy tym bardzo uczciwy.
- Niestety tak… Selkie i
Nessie się boją… Rok został poważnie ranny… Syreny się nie wtrącają…gdyby tylko
wszyscy chcieli walczyć… może wtedy by się udało…
- Nie próbowaliście ich
namówić?
- Próbowaliśmy… ale nie
udało się. Po za tym nie mamy dostępu do niektórych stworzeń, choćby do Syren.
Sam już nie wiem co mamy robić.
Patrzyłam na niego przez chwilę, a później kucnęłam i
położyłam Tachiego na ziemi
- Tachi… wracaj do
wilkołaków.
- Ale Freya-san…
Położyłam rękę
na głowie małego wilkołaka i uśmiechnęłam się
- Rób co mówię Tachi. Nie
martw się. Wszystko będzie dobrze.
Tachi po chwili wahania pożegnał się ze mną i pobiegł
przed siebie. Wstałam powoli i spojrzałam na centaura
- Felix… zabierz mnie do
reszty centaurów. Muszę porozmawiać z waszym wodzem.
On wydawał się lekko zaskoczony, ale później
powiedział
- No dobrze… - po tych
słowach odwrócił się do mnie bokiem i powiedział – Wsiadaj. Będzie szybciej
Jednak ja pokręciłam głową
- Jak wiedziesz nie jestem
sama – Tutaj kciukiem wskazałam na stojących kawałek za mną chłopaków którzy do
tej pory siedzieli cicho. Podeszli do nas, a Felix przyjrzał im się uważnie
- To jest Fried, mój brat,
a to Saylen mój przyjaciel. Fried, Saylen, to Felix – Przedstawiłam ich.
Centaur przez chwilę przyglądał się im uważnie po czym wyciągnął do nich dłoń.
Oni po kolein uścisnęli ją.
- W normalnych warunkach zapewne nie przywitałbym was tak
miło, ale skoro sprowadziła was Freya… w takim razie musicie być godni
zaufania. – powiedział centaur uśmiechając się lekko. Chłopcy spojrzeli po
sobie zdziwieni, a później przenieśli wzrok na mnie. Wzruszyłam ramionami i
uśmiechnęłam się. Po chwili jednak przybrałam poważny wyraz twarzy i zwróciłam
się do centaura
- Ruszajmy. Prowadź Felix!
W następnym rozdziale:
„Na końcu polany stał dobrze
zbudowany centaur o ciemnej karnacji. Jego końska połowa była czarna a włosy
miał koloru rdzy. Ręce cały czas trzymał splecione na piersi a wyraz jego
twarzy pozostawał surowy. Groźnego wyglądu dodawały mu też liczne blizny na
ciele. Felix uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Nie czekając na nic poszłam
za nim. Ribu szedł tuż obok mnie, a Fried i Saylen po chwili wahania ruszyli za
nami. Wszystkie centaury przyglądały nam się uważnie. Gdy dodarliśmy na koniec
polany Felix pokłonił się klękając na jedno kolano. Ja od razu zrobiłam to
samo, a Ribu opadł na przednie łapy i schylił głowę. Saylen i Fried widząc co
robię także szybko zrobili to samo. Rudowłosy centaur rzucił okiem na Felixa a później
powoli podszedł do mnie, stanął nade mną i spojrzał na mnie z góry. Saylen i Fried
poruszyli się nie spokojnie i wyczułam że wpatrują się we mnie.”