Po kilku godzinach lotu z małymi przerwami, w końcu
dotarliśmy do celu. Z wielką ulgą postawiłam swe stopy na ziemi. Czułam że po
tym locie mój lęk przed lataniem jeszcze bardziej się pogłębił. Jednak nie było
teraz czasu na myślenie o tym. Zostawiłam Ian’a w bezpiecznym miejscu a sama
razem z Dorianem udałam się do Magistrali. Gdy byliśmy już na miejscu naszym
oczom ukazał się straszny widok. W Magistrali trwała walka! Korredy, Vea,
Mantykora i jeszcze kilkanaście innych stworzeń walczyły przeciwko Centaurom,
Wilkołakom, Jednorożcom i mnóstwem innych istot. Z tego co zauważyłam udało się
na mówić do walki dużą część stworzeń które nie chciały się angażować w ten
konflikt. Dostrzegłam także Frieda i Saylene którzy także walczyli starając się
pomóc jak tylko mogli. Oblicze Doriena na ten widok pociemniało od gniewu.
Feniks wzbił się w powietrze i wydał z siebie wysoki przeciągły ryk. Walka
natychmiast ustała a wszyscy zwrócili się w jego stronę gdyż do tej pory nikt
go nie zauważył. Widziałam że strona Korredów wyraźnie się przeraziła a
niektórzy nawet cofnęli się o kilka kroków. Natomiast nasza strona odetchnęła z
ulgą, niektórzy nawet opadli ze zmęczenia na ziemię. Dorien rozejrzał się po
wszystkich i zawołał donośnym głosem
- Co tu się dzieje!? Doprawdy! Nie sadziłem że może dojść do
czegoś takiego! Mastema! – Krzyknął i spojrzał na Korredy, które natychmiast
rozstąpiły się by zrobić miejsce swojemu przywódcy. Największy z pośród tych
wrednych stworzeń przeszedł na przód i stanął przed Dorien’em, który spojrzał
na niego z góry i odezwał się surowym głosem
- Mastema! Nie spodziewałem się że jesteś zdolny do czegoś
takiego! Jak mogłeś posunąć się do tak haniebnych czynów!?
Przywódca
Korredów jakby skurczył się pod ostrym spojrzeniem feniksa i odezwał się bardziej
piskliwym głosem niż zawsze
- Sebastianie ja musiałem, ty nie rozumiesz e że…
- Zamilcz! – Wrzasnął feniks, a jego głos odbił się echem po
całym terenie. – Od dzisiaj wszyscy macie się do mnie zwracać Dorien!
Sebastiana już nie ma, od teraz to jest moje imię! Myrosie!
Feniks
zwrócił się w stronę centaurów, a ich przywódca wystąpił i podszedł bliżej
- Ty i twoje centaury macie przeszukać cały teren należący
do Korredów! Jeśli znajdziecie coś podejrzanego macie to natychmiast tu
dostarczyć, zrozumiano?!
- Tak jest! – Myros skłonił się nisko i zaczął wydawać
polecenia centaurom po których już po chwili nie było śladu. Mastema natomiast
gdy usłyszał rozkaz feniksa stał się jeszcze bardziej podenerwowany
- Dorien zrozum że ja musiałem to zrobić. Wszystko co
robiłem, robiłem dla dobra Magistrali!
Feniks
powoli odwrócił głowę w stronę Korreda i spojrzał na niego tak że ten aż się
cofnął. Patrzył na niego wręcz z obrzydzeniem
- Na litość, Mastema miejże trochę godności i przestań się
przede mną płaszczyć! Dobrze wiesz co zrobiłeś, a te kłamstwa wyssane z palca
tylko pogarszają twoją i tak już nędzną sytuację!
- Ale…!
- Zamilcz! – Wrzasnął feniks będąc już naprawdę na skraju
cierpliwości – zejdź mi z oczu ty nędzny, plugawy psie! Rok! – Krzyknął feniks
i po chwili koło niego wylądował ogromny ptak z zabandażowaną lewą nogą. Rok
został ranny we wcześniejszej walce ale już dochodził do siebie – Zabierz tego
śmiecie z przed moich oczu! Zamknij go w celi na Lazurowym Wzgórzu i pilnuj go.
Później pomyślę jak go ukarać
Rok
kiwnął głową i chwycił Mastema w szpony a później zniknął razem z nim. Resztą
Korredów zajęły się Minotaury. Zaprowadził ich i pozamykały w celach razem z
tymi którzy ich wspierali. Stojąc nieco na uboczu spojrzałam na feniksa który
był gorliwe i życzliwie witany przez wszystkich i uśmiechnęłam się. W tej samej
chwili podeszli do mnie Saylen i Fried
- Udało ci się! Znałaś go! – Zawołał uradowany blondyn i
uśmiechnął się do mnie promiennie. Fried tylko uśmiechnął się lekko i bez
wahania powiedział
- Nigdy nie wątpiłem w to że ci się uda
Spojrzałam
na niego unosząc jedną brew i podparłam się pod bok
- Czyżby?
W
następnej chwili jednak spostrzegłam coś co mnie zaniepokoiło. Na jego ramieniu
dostrzegłam bandaż więc czym prędzej spytałam
- Co ci się stało?
Fried
spojrzał na swoje ramie a później niedbale machnął ręką
- To nic! Mała rana, właściwie zadrapanie nic mi nie będzie!
Przyjrzałam
mu się i spytałam nie do końca przekonana
- Jesteś pewien? Wyglądasz jakoś blado
- Daj spokój Freya! Od takiego małego zadrapania nie umrę!
Już
bardziej przekonana uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową. Za pewne ma racje.
To tylko zadrapanie. Jednak nie myślałam o tym ponieważ w tej samej chwili
usłyszałam odgłos kopyt, a po chwili pojawił się Felix. Skłonił się przed
Dorien’em i powiedział
- Spójrz co znaleźliśmy w siedzibie Mastema – Felix wyjął
średniej wielkości butelkę która do połowy była zapełniona jakimś zielonkawym
płynem. Była na niej także dość dziwna nalepka przedstawiająca dwa węże
skrzyżowane ze sobą i rozrywające ptaka na strzępy. Ściągnęłam brwi i zmrużyłam
lekko oczy. Miałam dziwne wrażenie że już gdzieś widziałam ten symbol ale nie
wiedziałam gdzie.
- Już zajęliśmy się analizą tego płynu, ale na 99% jest to
silna trucizna.
Feniks
spojrzał na mnie i powiedział
- No i wszystko jasne.
Kiwnęłam
głową jednak nie powiedziałam nic. Po głowie nadal krążyła mi myśl o tym
symbolu i nie dawała mi spokoju. Po chwili jednak potrząsnęłam głową chcąc
odpędzić od siebie te myśli. Gdy nie będę sobie tym zaprzątać głowy samo mi się
przypomni.
***Kilka godzin później***
- Jesteście pewni? – Spytał Dorien z lekkim smutkiem w
głosie. Ja, Fried, Saylen i Ribu byliśmy już gotowi do drogi powrotnej i
właśnie mieliśmy opuszczać Magistralę. Uśmiechnęłam się do feniksa i powiedziałam
- Tak, tak będzie najlepiej. Powinniśmy już wracać.
- W takim razie nie będę was zatrzymywał. Powiem tylko, że
mam u was wielki dług wdzięczności. Nie wiem co by się stało gdyby nie wy.
Machnęłam
niedbale ręką i powiedziałam
- Daj spokój. To nic takiego.
- Nigdy nie zapomnę tego co zrobiliście. – Feniks spojrzał
na mnie i uśmiechnął się, a ja tylko kiwnęłam głową z uśmiechem. Pożegnaliśmy
się z Dorien’em i już po chwili opuściliśmy Magistralę. Saylen przeciągnął się
i powiedział
- Dobrze, że wszystko skończyło się dobrze.
Fried
kiwnął głową i uśmiechnął się lekko
- Wracajmy już
- Czekajcie chwilkę! – Zawołałam i nim oni zdążyli spytać o
cokolwiek odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Wróciłam po kilku
minutach prowadząc za sobą Ian’a. Saylen i Fried byli szczerze zdziwieni
widokiem konia natomiast Ribu zamerdał ogonem niczym pies
- To koń! Skąd go masz? – Zawołał Ribu i podszedł bliżej by
dokładniej się mu przyjrzeć.
- Powiedzmy, że jego poprzedni właściciel dopuścił się
karygodnego czynu w stosunku do niego, dlatego delikatnie wyperswadowałam mu iż
zachowuje się niegodziwie, a on w ramach wdzięczności za to że uświadomiłam mu
iż zachowuje się niewłaściwie, dał mi swojego konia – Powiedziałam i
uśmiechnęłam się szeroko. Saylen i Fried wymienili szybkie spojrzenia, a później spojrzeli na mnie jak na idiotkę
- I ty sądzisz, że my w to uwierzymy? – Powiedział Fried
unosząc jedną brew. – Masz nas za idiotów?
Posłałam mu mordercze
spojrzenie jednak nic nie powiedziałam i tylko zrobiłam naburmuszoną minę. Mój
braciszek westchnął cierpiętniczo i powiedział
- Nie ważne już. – Po tych słowach podszedł do konia i
pogłaskał go po pysku na co ten zarżał przyjaźnie. Zielonowłosy uśmiechnął się
lekko i spytał
- Jak się nazywa?
- Ian.
Fried
stał przez chwile patrząc na konia po czym odwrócił się i powiedział.
- Ruszajmy.
W
następnym rozdziale:
„- Van! – Odezwał się Saylen i spojrzał na niego karcącym
wzrokiem. Chłopak odwrócił się i najwidoczniej dopiero teraz nas zauważył.
- No w końcu wróciliście! Gdzie wyście byli tyle czasu!?
Zresztą nie ważne… powiem tylko że… - nagle urwał bo dostał w tył głowy
drewnianym kuflem. Odwrócił się z rządzą mordu w oczach i wrzasnął
- Teraz przegiąłeś Gray! Już nie żyjesz!”
„- Więc jak go uleczyć?
- Ja… ja nie wie
- Ale ja wiem
Wszyscy
odwróciliśmy się gwałtownie. W drzwiach stała Arwena
- Arwena? – Spytałam zaskoczona. Ona szybkim krokiem
podeszła do mnie i powiedziała
- Słyszałaś kiedyś o Aeonium?”
„- Nie! Nie możesz! – Krzyknął rozpaczliwie jakby starał się
kogoś przed czymś powstrzymać. Podeszłam do niego jednak zatrzymałam się tuż
przy jego łóżku. Nie wiedziałam co robić. Mogłam jedynie chwycić go za rękę
żeby wiedział że nie jest sam.
- Przestań, proszę! – krzyczał dalej – Nie możesz jej tego
robić! Ona się boi! Nie widzisz jaka jest przestraszona!?„