Zeskoczyłam z niskiej
gałęzi i westchnęłam już któryś raz z kolei. Misja z której właśnie wracałam
okazała się wyjątkowo prosta i nudna. Nagroda nie była zbyt duża, ale po woli
zaczynały mi się kończyć fundusze, a nic lepszego nie znalazłam na tablicy
ogłoszeń. Miałam jeszcze spory kawał drogi do przejścia, nim wrócę do gildii.
Wspięłam się na drzewo chcąc wypatrzeć jakieś miasto czy choćby wioskę ale nic
nie dostrzegłam. Rozciągnęłam się z cichym jękiem i ruszyłam dalej. Dopiero po
dwóch godzinach morderczej drogi prawie cały czas pod górę, dostrzegłam zarysy
miasta. Co za ulga! Uśmiechnęłam
się lekko na myśl, że w końcu będą mogła porządnie odpocząć. Weszłam do miasta
gdy słońce już prawie całkowicie znikło za horyzontem. Jednak zanim jeszcze
przekroczyłam mury miasta do moich uszu dobiegła głośna muzyka, śmiechy i
głośny gwar rozmów. Okazało się że mają tam jakiś festyn oraz paradę. Wszędzie
było pełno ozdób i kolorowych świateł, a środkiem drogi szli ludzie w
najrozmaitszych strojach wykonując swoje popisy. Tłumy ludzi tłoczyły się przed
budynkami by tylko zobaczyć popisy artystów. Uśmiechnęłam się lekko i
przecisnęłam się na sam tył tego tłumu. Nie, żebym nie lubiła tego typu imprez,
ale byłam zbyt zmęczona by obserwować paradę. Nagle przez tłum przeszedł głośny
odgłos zachwytu. Przystanęłam i spojrzałam na osobę która tak wzbudziła ich
zachwyt. Połykacz ognia. Na mnie to nie zrobiło najmilejszego wrażenia. Ileż
razy już widziałam Natsu połykającego ogień? Nagle poczułam na sobie czyjś
wzrok. Rozejrzałam się szybko i mój wzrok padł na ciemny zaułek pomiędzy dwoma
budynkami przed którym właśnie stałam. Wpatrywałam się w niego przez chwilę i
nagle pojawił się w nim mały niebieski ognik. Zatoczył koło w powietrzu i
zniknął. Przewróciłam oczami wiedząc już kto ukrywa się w zaułku. Weszłam do
niego i zawołałam
- Wyłaź! Wiem, ze tu
jesteś!
Jednak nie usłyszałam nic oprócz odgłosów parady.
Zmarszczyłam brwi a na moim czole pojawiła się pulsująca żyłka
- Makoto cholero jedna,
wyłaź! Wiem że tu jesteś ośle!
Z cienia wyszedł wysoki
chłopak w czarnym płaszczu. Na głowie miał kaptur, jednak gdy tylko mnie
zobaczył zdjął kaptur i uśmiechnął się szeroko. Moim oczom ukazała się bardzo
dobrze znana mi twarz. Zobaczyłam chłopaka o długich fioletowych włosach
opadających na plecy. Na czole miał czerwoną opaskę na którą z prawej strony
opadała grzywka, lekko przysłaniając oko. Jego nos przecinała dość długa blizna
- Freuś, kochana moja! Jak
ja cie dawno nie widziałem! – Rozłożył szeroko ramiona i podszedł do mnie z
zamiarem przytulenia mnie, ale skończyło się na tym że dobił do mojej wyciągniętej
ręki
- Ile razy mam ci
powtarzać, żebyś do mnie nie podchodził? Gdy tylko się do mnie zbliżasz
próbujesz mnie obmacywać!
Makoto przybrał oburzony wyraz twarzy co jednak nie
wyszło mu zbyt dobrze.
- No wiesz? Już od bardzo
dawna nie próbowałem czegoś takiego z tobą!
- Zważając na to, że nie
wdzieliśmy się bardzo długo, trudno żebyś próbował.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się
szeroko. Westchnęłam cierpiętniczo i powiedziałam
- Powiesz mi czego chcesz?
Bo coś mi się nie wydaje, że tak po prostu z nudów stałeś sobie w tym zaułku
Z twarzy Makoto zniknął
uśmiech co mnie nieco zdziwiło. Ten chłopak ma taki irytujący zwyczaj uśmiechania
się bez ustanku. Nawet podczas snu!
- Szukają cię. Chcą cie
zabrać z powrotem – Oznajmił, a ja
westchnęłam
- Wiem, że mój ojciec
posłał za mną pościg. Już się z nim spotkałam
Jednak Makoto pokręcił głową i odezwał się
przygnębionym głosem
- Nie on. Czarne
Jastrzębie.
Rozszerzyłam oczy nie mogąc uwierzyć w to co słyszę
- Cz-czarne Jastrzębie?
Ale przecież Saylen obiecał mi, że zostawią
mnie w spokoju! Powiedział, że mogę odejść!
Fioletowowłosy pokręcił głową i spojrzał na mnie
smutno
- Tyle, że Saylen już nie
jest Czarnym Jastrzębiem. Wyrzucili go
- O czym ty bredzisz!? Jak
to go wyrzucili!?
- Wszystko przez Loxa!
- Loxa? – Powtórzyłam i od
razu wezbrał we mnie gniew – Myślałam, że ten łajdak został wywalony na zbity
pysk!
Makoto pokręcił głową, westchnął cicho i powiedział
- Wrócił. Po tym jak
odeszłaś wszystko zaczęło się walić. Wiesz przecież, że nie wszystkim podobało
się to, że odchodzisz - Spojrzał na
mnie, a ja kiwnęłam głową i zacisnęłam pięści
- Wszystko przez tą
cholerną tradycje! – Zawołałam gniewnie – Kto raz wejdzie w szeregi Czernych
Jastrzębi i pozna ich tajemnie nigdy nie może odejść!
Makoto pokiwał głową i uśmiechnął się nie wesoło
- Właśnie. Wielu nie
podobało się to, że Saylen pozwolił ci odejść. Zaczęli wątpić w to czy nadaje
się na przywódcę. A Lox tylko ich podjudzał. W końcu wygryzł Saylena i sam stał
się przywódcą. Wyobrażasz sobie co teraz się tam dzieje?
- Niestety sobie wyobrażam…
- mruknęłam i nagle ogarnął mnie strach. Chwyciłam Makoto za ramiona i
potrzasnęłam nim – Chwila! A co z oddziałem Saylena!? Co z Van’em, Halem,
Seleną, Miki i Michi!? Co z naszą drużyną!?
Makoto delikatnie zdjął
moje ręce ze swoich ramion i spojrzał mi w oczy. Dostrzegłam w nich ból
- Wszyscy zostaliśmy
wyrzuceni. Ja, Saylen i cała reszta naszego zespołu. Straciłem Czarne Skrzydło…
Byłam po prostu wściekła.
Jak Lox śmiał zrobić coś takiego!? Czarne Jastrzębie to był cały świat Saylena!
Tyle czasu i wysiłku włożył w to, by doszli do tego co mają teraz! Miki i Michi
się tam wychowały! Hal i Van ciężko pracowali by się dostać do Czarnych
jastrzębi, a gdy już się tam dostali stali się jednymi z najlepszych! Makoto
był najszybszy ze wszystkich! Nikt nie mógł go prześcignąć gdy pilotował Czarne
Skrzydło! A Selena… była po prostu nie
zastąpiona. Starała się pomagać każdemu i nie oczekiwała niczego w zamian. A
mimo to nikt nie mógł pokonać jej w walce wręcz. Ten przeklęty Lox wyrzucił
najlepszą drużynę z całej tej cholernej jednostce specjalnej! Czarne Jastrzębie
to jednostka specjalna Fiore, o której istnieniu wiedzą tylko nieliczni. Jest
to liczna grupa świetnie wyszkolonych ludzi, którzy mają działać i bronić Fiore
w razie kryzysowych sytuacji. Jednak nie podlegają żadnej władzy. Mają swoje
tradycje i swojego przywódcę. Bronią kraj, ponieważ tak głosi ich tradycja,
która jest dla nich święta. Czarne Jastrzębie dzielą się na oddziały przeważnie
ośmioosobowe. Każda drużyna musi mieć lidera, mechanika oraz osobę która
pilotuje Czarne Skrzydło. Czarne Skrzydło to bardzo zaawansowany technicznie
szybowiec, który dostaje każdy oddział. Należałam do Czarnych Jastrzębi przez
rok. Pewnego dnia zostałam uratowana przez Makoto i Saylena. Byłam u kresu sił,
a oni mi pomogli. Wtedy dołączyłam do Czarnych Skrzydeł. Zostałam przydzielona
do Białych Piór, czyli oddziału Saylena. Brakowało im jednej osoby. Ten rok,
który z nimi spędziłam był naprawdę niezwykły.
Jednak w końcu postanowiłam odejść i ponownie rozpocząć moje
poszukiwania. Saylen był głównym wodzem Czarnych Skrzydeł i zgodził się na to
bym odeszła. I przez tą decyzje zostali wyrzuceni. Spojrzałam smutno na Makoto
i spytałam
- Czy reszta Białych Piór
jest tu z tobą?
Makoto kiwnął głową i ponownie na jego twarzy pojawił
się uśmiech
- Chodź, zaprowadzę cię do nich. Ucieszą się na twój
widok!
Cóż ja nie byłam pewna, czy faktycznie będą się
cieszyć na widok osoby przez, którą zostali wyrzuceni, ale i tak musze się z
nimi zobaczyć. Makoto chciał już ruszyć przed siebie, ale ja go powstrzymałam
- Czekaj chwilkę. Powiedz
mi jeszcze jedno. Skąd wiedziałeś, że tu będę?
Makoto zaśmiał się i unosząc jedną brew powiedział
- Chyba trochę mnie przeceniasz. Nie wiedziałem, że tu
będzie. Po prostu widziałem jak wchodzisz do miasta i postanowiłem poczekać na
odpowiedni moment
Zaśmiałam się i
powiedziałam
- Dobra. Zabierz mnie do
Białych Piór!
***Narrator***
Saylen westchnął po raz
koleiny, gdy do jego uszu ponownie dobiegły odgłosy kłótni bliźniaczek.
Odgarnął swoje długie blond włosy i przekrzywiwszy lekko głowę zawołał
- Miki, Michi o co się
znowu kłócicie!? – Nie otrzymał odpowiedzi. Westchnął powtórnie i spojrzał w
ognisko które właśnie rozpalił.
- Gdzie jest ten cholerny
Makoto!? – Naprzeciwko niego usiadł Van, który jak zwykle był w samych
spodniach. – My tu się męczymy,
przygotowując obozowisko, a ten się obija!
Saylen spojrzał na niego z
nad ognia. Jego prawe oko było zamknięte i przechodziła przez nie długa blizna,
kończąca się na policzku. Uniósł lekko jedną brew i powiedział
- Akurat, ty się zbytnio
nie przemęczyłeś rozbijając ten jeden namiot.
Van spojrzał na niego spode łba i nie powiedział nic.
Wyjął liście, które powpadały w burzę jego czarnych włosów i położył się na
ziemi. Leżał przez chwilę gdy nagle zobaczył nad swoją głową czyjeś buty.
Podniósł się na łokciach i spojrzał na osobę stojąca nad nim. Był to chłopak o jasno
niebieskich, kręconych włosach, które sterczały we wszystkie strony. Po za tym
były nie równo przystrzyżone, tak że jeden kosmyk był dłuższy od drugiego. W
jego buzi jak zawsze znajdował się lizak
- A ty znowu się obijasz, Van?
- Daj mi spokój Hal!
Obozowisko jest gotowe. – Po tych słowach ponownie się położył i zamknął oczy.
Hal tylko pokręcił głową i oparł się o pień drzewa.
- Gdzie teraz się udamy
Saylen? – Spytała rudowłosa dziewczyna siadając obok niego. Blondyn westchnął
już któryś raz z kolei i powiedział
- Nie wiem Selena. Nie mam
pojęcia
- Saylen!!! – Blondyn aż
podskoczył i spojrzał na dwie identyczne dziewczyny stojące koło niego. Obie
miały krótkie brązowe włosy a na głowie gogle. Wyglądały jak dwie krople wody
- O co chodzi? – Spytał
Saylen ze stoickim spokojem
- Miki nie chce wykonywać
swojej pracy! – Krzyknęła ta stojąca po prawej, wskazując palcem na siostrę
- Nie prawda! To Michi nie
chce wykonywać obowiązków!
Obie znowu zaczęły się
kłócić. Saylen przejechał sobie ręką po twarzy i kręcąc głową spojrzał w niebo.
Nagle po lesie rozległy się kroki oraz trzask łamanych gałęzi. Wszyscy
spojrzeli w tamta stronę gotowi n a
wszystko. Jednak zza drzewa wyszedł Makoto. Spojrzał po nich i wyszczerzył się
- Ja wiem, ze jestem
cudny, ale nie musicie się tak we mnie wgapiać!
- Gdzieś ty się szlajał!?
– od razu wrzasnął Van, aż się wszyscy skrzywili.
- Byłem na paradzie –
Wyszczerzył się Makoto. Van wstał i już chciał coś powiedzieć, ale fioletowo
włosy kontynuował – I powiem wam było warto. Patrzcie kogo spotkałem!
Wtedy zza drzewa wyszła Freya. Spojrzała po nich
smutno, a oni wyglądali jakby nie wierzyli własnym oczom. Nieśmiało im
pomachała i odezwała się
- Witajcie… miło was znowu
widzieć. Ja…
- FREYA!!! – Okrzyk ten
wydobył się z pięciu gardeł. Już po chwili zielonowłosa wylądowała na ziemi, a
Hal, Van, Miki, Michi i Selena, która się rozpłakała, zaczęli ją ściskać i
przytulać ze wszystkich sił.
- Ja… też się… cieszę…
ale… nie… mogę… oddychać… - wydukała, a piątka ściskających ją osób puściła ją
i odsunęła się odrobinkę. Wtedy podszedł do nich Saylen i podał Freyi rękę by
pomoc jej wstać. Zielonowłosa chwyciła ją, a blondyn podniósł ją z zmieni i od
razu złapał w ramiona
- Cieszę się, że cie widzę
Freya. Tęskniłem za tobą – Po tych słowach puścił ją i poczochrał jej włosy.
Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała kolejno po wszystkich. Uśmiechnęła się
smutno i powiedziała
- Przykro mi, że przeze
mnie was wyrzucili
Wszyscy wydawali się być szczerze zdziwieni
- Przez ciebie? Przecież
to nie twoja wina !– uśmiechnął się Hal
- Moja. Przez to, że
Saylen pozwolił mi odejść was wyrzucili
Przez chwile panowała cisza, a później drużyna Białych
Piór wybuchła śmiechem
***Freya***
Patrzyłam na nich po kolei
i nic nie rozumiałam
- Daj spokój Freya! To nie
twoja wina! – Zawołał Van
- Ale…
- Żadnych ale! – Saylen
objął mnie ramieniem i poprowadził do ogniska – Siadaj i opowiadaj co u ciebie!
– Blondyn usiadł obok mnie, a reszta usadowiła się w ogół ogniska
- Więc? Jak twoje
poszukiwania? – Spytał Hal. Spojrzałam po ich zaciekawionych twarzach i
uśmiechnęłam się szeroko
- Zakończone! – zawołałam
i podniosła do góry rękę ze znakiem Fairy Tail. Oni przyjrzeli się mu z ze
zdziwieniem – To znak gildii do której należy mój brat. A teraz także i ja!
Saylen poczochrał mnie po
włosach i wyszczerzył się do mnie
- Cieszę się, że w końcu
ci się udało.
- Jaki jest twój brat!?
Przystojny jest!? – Zawołały równo Miki i Michi.
Zaśmiałam się i powiedziałam
- Owszem. Jest przystojny.
Dziewczyny uśmiechnęły się szeroko i aż oczy im się
zaświeciły. Całe one. Jeśli tylko facet jest przystojny od razu się do niego
kleją. Zachichotałam i powiedziałam
- Jednak przykro mi, ale
on jest już zajęty. I radzę nikomu nie zadzierać z jego dziewczyną. Gdy się
wkurzy jest jak istny demon.
Dziewczyny wyraźnie zawiedzione usiadły z powrotem na
ziemi, jednak już po chwili spojrzały na siebie, a oczy ponowie im się
zaświeciły
- Ale w tej gildii na
pewno jest wiele przystojniaków, prawda!? – Zawołała Miki, a Michi
entuzjastycznie pokiwała głową
Zachichotałam i spojrzałam na nie
- Owszem, jest ich dość
sporo.
Dziewczyny całe uradowane spojrzały na siebie
- I co z tego? Przecież i
tak nie mamy zamiaru iść do tej gildii – Powiedział Van, który jak zawsze był
sceptycznie nastawiony do wszelkich zmian. Saylen westchnął i powiedział
- Masz racje Van
Poczułam ukłucie rozczarowania. Właściwie nie
sądziłam, że pójdą ze mną do gildii, ale chyba w głębi serca miałam jakąś
drobną nadzieje, że może jednak…
Spojrzałam po nich lekko zawiedziona.
- Ale może jednak pójdziecie
ze mną do gildii? Nie mówię, żebyście do niej dołączali, ale może tak tylko na
kilka dni? Chyba i tak nie macie żadnych planów gdzie się udać, prawda?
Chciałabym, żebyście poznali moich przyjaciół…
Saylen zaczął się poważnie
zastanawiać, a ja tylko modliłam się w duchu, żeby się zgodził
- Właściwie… parę dni
chyba nam nie zaszkodzi…
Nim blondyn skończył mówić to zdanie ja z głośnym
piskiem rzuciłam mu się na szyje i ucałowałam w policzek
- Dziękuje ci Saylen! Tak
się cieszę!
Blondyn tylko uśmiechnął się radośnie, a ja
uświadomiłam sobie co zrobiłam. Puściłam Saylena i rzuciłam szybkie spojrzenie
Selenie. Ta patrzyła na mnie swoimi czarnymi jak smoła oczami, mrużąc lekko
powieki. Wyglądała jakby chciała mnie zabić wzrokiem. Wzruszyłam lekko ramionami
i rzuciłam do niej bezgłośne „wybacz”. Ta jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie
takim wzrokiem, jednak potem na jej twarz ponownie wrócił uśmiech. Posłała mi
jeszcze tylko ostrzegawcze spojrzenie i uspokoiła się. Uśmiechnęłam się do
każdego po kolei. Byłam naprawdę szczęśliwa
***
W następnym rozdziale:
„Otwórz kilka metrów przed
nami stało dość… dziwaczne i za razem przerażające stworzenie. Była to jakby
krzyżówka wilka, psa i pantery o zmierzwionym szarym futrze. A przerażające
było w nim to, że w jednej trzeciej był szkieletem. Było widać mu wszystkie
żebra, oraz niektóre kości na łapach. Na lewej stronie jego pyska brakowało
skóry oraz mięsa tak że było widać czaszkę i zęby. Jego oczy były puste i
całkowicie białe. Nie było źrenic ani tęczówek tylko czysta biel. Za to jego
białka były krwiście czerwone. Jego prawe ucho także było rozerwane i
odsłaniało kość. Na jego ogonie nie było ani kawałka sierści, same kości. Nim
którekolwiek z nas zdążyło zareagować stworzenie
już biegło w naszą stronę.”
***
Byłabym zapomniała! Serdecznie zapraszam na bloga http://inne-oblicze-akatsuki.blogspot.com/ który prowadzę razem z A-chan i Shiru. Blog został przeniesiony z innego adresu więc niektórzy mogą go kojarzyć ^^ Jeśli są tu jacy fani Akatsuki (Naruto) to serdecznie zapraszam. ^^